Śledź nas na:
Blog - archiwum Kuchnia - archiwum

Jak planujemy zakupy i wydajemy 1000zł miesięcznie na jedzenie i chemię!

30 czerwca 2017

O tak moja kochana da się! Oczywiście że się da i wcale nie trzeba jakoś specjalnie mocno się starać. Pamiętam jak jakiś czas temu chyba na instagramie wdałam się w dyskusję z innymi kobietami które zarzekały się że one muszą na jedzenie, środki czystości, kosmetyki (i dopisz sobie jeszcze inne rzeczy, które używasz na co dzień) wydać co najmniej 2000 zł czy nawet 3000 zł bo mniej się nie da. U nas nie ma jakiegoś mocnego nacisku na oszczędzanie. Kupujemy to, na co mamy aktualnie ochotę (tak chipsy, niezdrowe napoje, zupki z paczki – to wszystko tez jest u nas w domu!) ale podczas zakupów kierujemy się pewnymi schematami.

Mistrz promocji i organizacji

To ja! Śmiało możesz mnie na nazywać, bo wszystkie gazetki promocyjne znanych sieciówek spożywczych mam obcykane i są w małym paluszku. Mam je zawsze w domu i oglądam w ciągu dnia z takim zaciekawieniem jak Ty najnowszy numer Cosmopolitan. Po prostu to lubię. A łączenie przyjemnego z tym co będzie nam potrzebne to podwójna radość. Każdorazowo oglądając taka gazetkę wyłapuje produkty które będą mi potrzebne na obiad, śniadanie czy kolację na cały najbliższy tydzień. Nie planujemy wcześniej co zjemy, nasze menu bardziej uzależnione jest od tego co wyłapię w takiej gazetce. Przykładowo widzę młode ziemniaczki za 1,19zł i kostkę twarogu w promocji (kup dwie a za drugą płacisz połowę) i już widzę że na obiad będą UWAGA! Pyry z gzikiem (na bank ktoś będzie musiał to googlować – witamy w Wielkopolsce!). Innym razem jakaś mieszanka warzyw na patelnię, ryż i pomidory w puszcze.. no obiad nasuwa się sam prawda? Kupuj podwójnie będzie na dwa dni.

Na zakupy ZAWSZE chodzimy z karteczką.

Mam to w nosie to, czy wyglądam z tą kartką głupio, śmiesznie czy żałośnie. To Ty później złościsz się w domu że zapomniałaś kupić sera, pomidorów czy proszku do prana. Ja poza majerankiem (o którym NIGDY nie pamiętam) mam wszystko co jest mi potrzebne. Raz że w moim koszyku jest to, co w tygodniu na bank zostanie zjedzone i wykorzystane – a dwa, nie wydaję pieniędzy na coś, co zaraz się zepsuje i kasę wyrzucisz do śmieci. Jeździmy na zakupy raz w tygodniu, dodatkowo codziennie Daniel idzie po świeże pieczywo a ja po południu z dziećmi do „warzywniaka” po owoce. Takie zakupy też powodują to, że wydajesz mniej – bo ZAWSZE w sklepie znajdzie się coś co „potrzebujesz”.

Nie jeździmy z dziećmi.

Gdy jesteśmy na etapie sporządzania listy zakupów, dzieci bardzo aktywnie biorą w niej udział. Opowiadają na co mają ochotę i w 70% przypadków mają to co chcieli. Ale do sklepu, podczas dużych zakupów zawozimy ich do babci i dziadka. Raz że trwają one znacznie krócej i są o wiele bardziej przyjemne. Dwa, masz okazję przeczytać chociaż jeden skład dodany do opakowania produktu. Trzy – wydajesz mniej kasy. Po prostu. Nikt nie woła że chce żelki, jogurt, czekoladkę loda – A Ty dla świętego spokoju wkładałaś to do koszyka by już przestało gadać i błagać. Cisza, relaks, spokój sielanka. Po 30 minutach w domu, przypomni Ci że nie kupiłaś czegoś – ale w domu to sobie krzyczeć może 🙂 Wiem że nie każdy ma możliwość by dzieci z kimś zostawić, my też często nie mamy. Dlatego jeden z nas zostaje z nimi w domu a drugi jedzie sam.

Nie mamy wspólnych pieniędzy.

U nas jest zasada „każdy sobie”. W wolnym tłumaczeniu : tankujesz auto swoje – płacisz ze swoich, jedziesz do kosmetyczki – płać ze swoich, zepsuł Ci się samochód – nie ma zrzutki, płac ze swoich. Jedziemy na wakacje – spoko, ale Ty opłacasz swój nocleg, ja swój. Mamy miesięcznie 2000zł które są po to, by opłacić rachunki i właśnie kupić jedzenie czy artykuły do domu. Do 10 dnia każdego miesiąca mam opłacone wszystko co trzeba zapłacić i wiem, że reszta jest po to by po prostu żyć. Było mega ciężko na początku. Taka zasada zdecydowanie nie jest dla każdego ale u nas spisuje się dość fajnie i raczej szybko z niej nie zrezygnujemy. Pamiętam jak rok temu ledwo starczało nam do kolejnej „zrzutki do puszki”. Był to lipiec, sama rozumiesz ogrzewanie zerowe, obiady szybkie.. więc i rachunki mega niskie – a nam brakowało. Zima nauczyła nas oszczędności, gdy raz dostaliśmy rachunek za ogrzewanie w kwocie 800zł – a gdzie tu za pozostałe 1200zł jeszcze zapłacić prąd, mieszkanie, Internet, ratę i jeszcze kupić coś do jedzenia. Było nam to potrzebne, bo teraz fajnie nam się żyje.

Ile w takim razie wydajemy?

Zależy od tygodnia, wiadomo. Raz zostanie nam pół torebki grochu i można znów wyczarować grochówkę czy inne cudo, zapas mięsa bo babcia i dziadek zaprosili nas na obiad. Za to w kolejnym tygodniu skończy się proszek do prania, szampon Daniela czy obie kawy. Średnio jest to 150 zł / tydzień w dużym markecie. Dodatkowo 35 zł/ miesiąc na pieczywo, 150zł/ miesiąc owoce i 100/200zł na fast-food czy inne śmieciowe jedzenie. Mieszkamy razem rok i na jedzenie i artykuły domowe nigdy nie wydaliśmy więcej niż 1000zł. Najczęściej jest to 800-900zł a za „zaoszczędzone” pieniądze jedziemy do kina z dziećmi (tak, to koszt 150zł byliśmy w tym tygodniu 😀 ).

Da się! Zje to trochę więcej czasu i energii ale na efekty nie będziesz musiała długo czekać.

Jeśli podobał Ci się wpis, zapraszam na nasz Facebook

1 komentarz

  • Beata 8 lipca 2017 at 18:04

    Zgadzam się z tobą w 100%-DA SIE☺☺☺tez podobnie zyje

  • Odpowiedz

    Nasz Instagram