Ostatnio jedna czytelniczka bloga napisała pod postem na Facebooku komentarz który kończył się słowami „blogowanie to nie praca”. O ile się nie mylę, pojawił się on pod wątkiem o szybkim kończeniu lekcji przez dzieci z pierwszych klas, co dla niektórych rodziców wiąże się z koniecznością korzystania ze świetlicy. Chodziło w tym komentarzu o to, że świetlica może prosić o zaświadczenie z pracy, bądź jakiekolwiek pismo o tym że rodzice pracują i dziecko musi tam przebywać. Kończyło się właśnie na zdaniu że pisanie bloga nijak ma się do pracy więc ja nie miałabym szans na świetlice – tak ja zrozumiałam komentarz.
Postanowiłam się do tego odnieść. Bo nie ukrywam ale trochę zabolał mnie ten komentarz. Ten kto nie doświadczył pracy w domu nie zdaje sobie sprawy z tego ile kosztuje to człowieka. Masa samodyscypliny – to jest chyba najgorsze. Bo wychodząc do biura, zostawiasz dom pusty – nie interesuje Cię pranie, sprzątanie, gotowanie.. robisz swoje i całą resztę zostawiasz na kilka godzin za sobą. Fakt że musisz zrobić to później jest oczywisty, jednak chodzi mi o to, że twojej uwagi nie zabierają brudne garnki, lepiąca podłoga i pranie wysypujące się z kosza. Słyszałam że istnieją ludzie którym to nie przeszkadza – mi nie przeszkadzało do czasu, aż nie zaczęłam zarabiać pracując w domu.
Wszystko jest ważniejsze od nauki i pracy.
Zawsze przed zjazdem w szkole obiecuje sobie systematyczną naukę. Wtedy własnie pojawia się chęć na mycie okien, zmianę pościeli i wszystkie inne czynności domowe. Tak samo wygląda u mnie motywacja do pracy. Aktualnie mam ogromne zaległości i powinnam skupić się na nadrobieniu ich wszystkich – dosłownie każde zlecenie mam „na wczoraj”. Mimo to, przypomniałam sobie że kilka spraw związanych z weselem jest do zrobienia. Sprawa jest oczywista co wybrałam. Kolejny raz będę musiała zarwać noc i pracować. Tak, bo blokowanie to praca.
Każda sytuacja w której zarabiasz legalnie pieniądze – to praca.
Wszyscy mamy inne formy zarobku. Jedna osoba jest lekarze, jeszcze inna murarzem – wszyscy zarabiamy pieniądze by żyć. Każda z tych osób robi coś na czym się zna, coś co lubi i sprawia jej radość. A przynajmniej powinna, bo taka ścieżkę wybrali dla siebie. Ja wybrałam blogowanie – które w nowym roku poszerzę o coś jeszcze, chociaż mnie kusi za nic nie zdradzę co to jest. Dosłownie każde moje zlecenie jest legalne, odprowadzam podatki jak każda inna osoba. Podpisuje stosowne umowy i rozliczam się z Państwem. Moje zarobki pomniejszone są o podatki jak pieniądze każdego innego pracownika.
Tylko że ja pracuje w domu…
A praca w domu to dla niektórych osób nie jest praca. Pomyśl, że na tą prace mam w ciągu dnia niecałe 3 godziny. Na napisanie tekstu, na odpisanie na dziesiątki e-maili, na zdjęcia, na FB czy Instagram, na spotkania, wydarzenia i inne. Najwięcej czasu zajmuje to, co jest gołym okiem dla innych niewidoczne. Aktualnie zarabiam dwa razy tyle, co na etacie pół roku temu. Podjęłam ryzykowną decyzję odejścia z tamtego miejsca, chociaż nie było nam lekko – i wyszłam na tym bardzo dobrze. Moje dzieci mają mamę w domu cały czas, nie martwię się chorobami czy wyjściem do lekarza. Nie płacze w poduszkę wieczorem gdy okazuje się że przychodzi jakiś wirus a ja nie mam co z nimi zrobić. Jestem wykończona, bo wstaje wcześnie rano, gdy ich nie ma ogarniam prace, później z nimi obowiązki domowe. A gdy zasną – znów pracuję.
Boli mnie bardzo stwierdzenie że blogowanie to nie praca.
Być może nie, bo trudno nazwać pracą coś co sprawia ludziom przyjemność. Wy sprawiacie mi będąc tu, ja sprawiam Wam będąc dla Was. Uwielbiam to co robię każdego dnia. W naszym kraju, a pewnie gdzieś dalej też, przyjęła się myśl że praca to ciężki obowiązek który trzeba spełnić by mieć pieniądze na życie. Ja znalazłam coś, co sprawia mi ogrom radości przy jednoczesnym legalnym źródle zarobku. I nigdy nie pojmę osób które krytykują innych za wykonywany zawód. I zawsze wtedy mam ochotę powiedzieć „jak to takie łatwe – też to rób”. Nie każdy zawód jest dla każdego – a każda praca jest równie ważna.
7 komentarzy
Praca, praca … podziwiam za zostawienie spokojnego etatu. Utrzymujesz się tylko z bloga? Nieźle 😉
Aktualnie tak, doszłam do takiego etapu że już mi się udaje 🙂 Daniel natomiast pracuje na etacie.
Wszystko co przynosi zarobek, jest pracą. A żeby w domu pracować, to trzeba sobie wypracować system. Nie doprowadzać do tego, żeby pranie z kosza wychodziło, aby w zlewie góra naczyń się piętrzyła, wtedy nie będzie miało co rozpraszać 😉 Całe wakacje zajęły mi „testy” najkorzystniejszego sposobu na połączenie pracowania przy kompie i domowych obowiązków, tak aby od września ruszyć bardziej z kopyta ze wszystkim. I to co się nie sprawdzało modyfikowałam, to co przeszło testy korzystnie wprowadzałam na stałe i teraz nie ma co mnie rozpraszać. Poza wiecznymi remontami, ale kiedyś się one skończą 😀
Myślę dokładnie tak samo 🙂 Tym bardziej, że wszystko jest w 100% legalne i bloger zazwyczaj (bo wiem że nie wszyscy) odprowadza podatek – ja odprowadzam 🙂
I zdradzisz mi ten system?
nie umialabym tak
W sensie pracować w domu?
ciekawe zajecie