Wspominałam, o tym na naszych kanałach społecznościowych. Moje samopoczucie zmieniło się o 180 stopni, chociaż nie zmieniłam wiele w swoim życiu. Każdego dnia odkąd pamiętam, zasuwam na wysokich obrotach a zmęczenie powodowało, że złościłam się sama na siebie. Chciałam więcej, a mój organizm odmawiał współpracy ze mną, przez co wpadałam w błędne koło. Udało mi się z niego wydostać, za sprawą jednej rzeczy – zaraz Ci o niej opowiem.
Odkąd pamiętam, działałam na dość wysokich obrotach. W liceum był jeszcze luz, po szkole, po weekendowej pracy nie miałam wiele obowiązków – to był ostatni czas, gdy po prostu nic nie robiłam, poza niezbędnym minimum. Do czas, aż zaszłam w ciąże. Miałam ostatni rok nauki w LO, plus niemowlaka obok siebie a do tego targnęłam się na siebie i… zapisałam na prawo jazdy. O losie! Ile ja wtedy miałam sił. Jakoś udawało mi się to wszystko pogodzić. Urodziła się Blanka, byłam bez pieniędzy, więc zajmowałam się dziećmi u nas w domu – najpierw jednym, później dwójką. 3 letni Antek, półroczna Blanka, 2 letnia Matylda i jej 2 miesięczna siostra Kornelia. Ta ostatnia gwiazda tak dała mi w kość, że do dziś chyba odsypiam wszystkie nerwy stracone w tamtym czasie. Była urocza, naprawdę słodka – jednak słodycz to jedno, a płacz 24 h to drugie. Wysiadłam, zrezygnowałam, szukałam innych opcji. Zostałam nianią weekendową – czasem popołudniową. Wykorzystałam do pomocy babcię od strony taty i popołudniami jeździłam do żłobka, a weekendami, gdy dzieci jechały do swojego taty – zajmowałam się innym maluszkiem, by rodzice mieli czas dla siebie. W sensie… co drugi weekend.
Później poznałam Daniela.
Moje życie polegało wtedy na blogowaniu, bo z pracy niani musiałam zrezygnować – przeprowadziliśmy się do mojego rodzinnego miasta. Ładnie szło, jednak chciałam więcej, gdy Blanka poszła do przedszkola. Zaczęłam pracę w kawiarni i była to jedna z fajniejszych przygód w moim życiu – nie trwała długo – 4-5 a może 6 miesięcy? Niestety Blanka i Antek sporo chorowali, dlatego zdecydowaliśmy się na to, że zostanę jeszcze w domu. Blog wrócił do łask, ale doszło też organizowanie naszego wesela i… staranie się o Maciusia. Udało się w tym samym czasie! W sensie, podczas naszego ślubu byłam w 8 tygodniu ciąży – bajka, idealnie.
Ciąża dała mi w kość.
Nie jadłam, spałam, byłam ciągle zmęczona. Rozchodziło mi się spojenie, puchły mi nogi, wyszły hemoroidy, twarz wyglądała jakby mnie stado mrówek pogryzło… było źle, a do tego pracowałam cały czas, aż do dnia porodu. Urodziłam zdrowego chłopca, który nie spał i nadal nie śpi. Podjęłam pracę na etacie, działam na blogu, pracuję jako copywriter, wydaję swoje produkty.. ah! Jednym słowem nie mam kiedy odpocząć, więc mam prawo być zmęczona. Niestety nie mogę pozwolić sobie na to, by spać ciągiem 7-8 godzin, odpocząć w ciągu dnia i jeszcze pilnować zdrowej diety czy ćwiczyć. Po prostu nie, wyciskam już i tak za dużo w ciągu dnia.
Był taki czas, że w ciągu dnia mój mózg przestał działać. Po prostu nie mogłam wymyślić jednego prostego zdania – plątało mi się wszystko, a „góra” oczekiwała wyników i efektów. Wtedy uznałam, że muszę coś zmienić, bo dłużej tak nie pociągnę. Wcześniejsze argumenty męża, żebym zwolniła, bo padam szybciej od dzieci nie były wystarczające. Lubię pęd, jednak mój organizm już się buntował. Co zrobiłam?
Poszłam na badania!
Zrobiłam sobie podstawowe badania. Wykupiłam komplet w laboratorium plus sprawdziłam stężenie witamin w moim organizmie. Wyników nie konsultowałam sama, poprosiłam o to specjalistę i poznałam powód. To nie było zmęczenie spowodowane tym, że mam za dużo na głowie (chociaż miało na to wpływ)… powodem był niedobór magnezu i witamin z kompleksu B – rozumiecie? Tak niewiele, a dawało mi tak duże sygnały ostrzegawcze.
Kupiłam w aptece to, co polecił specjalista i jestem jak nowo narodzona. Serio! Nie śpię nadal, na głowie mam jeszcze więcej niż przedtem – bo teraz do tego wszystkiego doszła opieka nad dziećmi 24 h (wiadomo, szkoły zamknięte) i nauczanie zdalne dwójki, z trójki moich pociech. Teraz padam na twarz o 22-23, nie o 19. Zdarzy mi się jedna drzemka na dwa tygodnie, nie kazdego dnia. Nie ziewam co 30 minut, nie mam problemów z koncentracją, nie wypadają mi włosy, nie łamią paznokcie i… jestem inna po prostu.
Jakbym wiedziała wcześniej, już dawno zdecydowałabym się na taki krok.
Odkryłam w ten sposób, co mi dolega.
Robisz sobie takie badania kontrolnie co jakiś czas?
Dla mnie teraz, to już obowiązek, którego będę pilnowała!
Brak komentarzy