Nie skończyłam jeszcze trzydziestki, a już za moment będę mama trójki dzieci. Bez owijania, kłamstw i innych cudów napiszę szczerze że mając 18 lat kompletnie nie czułam tego co teraz. Nie chciałam dzieci, nie planowałam być młodą mamą a tym bardziej zaczynać starań o kolejne. To przyszło wszystko z czasem, a dziś wyciągam wnioski i opisuję dlaczego tak bardzo chciałam zostać mamą moich dzieci przed trzydziestką.
Logiczne jest to, że zachodząc w ciąże mając osiemnaście lat tak nie myślałam…
Wtedy liczyło się tylko to by jakoś skończyć szkołę i po prostu przetrwać. Nie myślałam o rodzinie, o tym co powinno być teoretycznie dla mnie ważne. Nie chciałam więcej dzieci bo kto normalny w tym czasie by tego chciał? Kompletnie nie było to moim priorytetem. Wszystko zmieniło się gdy po prostu dojrzałam. Poznałam mojego męża i świadomie zaczęliśmy planować swoją przyszłość. Bardzo dużo rozmawialiśmy o tym co chcemy osiągnąć. Jak dużą rodzinę chcemy mieć i jaki czas będzie na to wszystko najlepszy.
Pamiętam, że początki naszego związku były dość specyficzne. Ja, jako mama dwójki dzieci nie chciałam słyszeć o kolejnej ciąży. On, marzył o tym by kiedyś móc przechodzić okres ciąży i tego oczekiwania z bliską mu osobą. Oboje znaliśmy swoje zdanie tak kompletnie różne a jednak zdecydowaliśmy się pchać uczucia w to wszystko. Nie pamiętam co kierowało mną wtedy, mój mąż też nie…
Ciekawość, przygoda, chęć spędzenia po prostu miło czasu z drugą osobą?
Oderwanie się od problemów jakie były, chyba spowodował że oboje potrzebowaliśmy kogoś. Szczęście spowodowało że pojawiliśmy się oboje w tym samym miejscu i czasie. Tak bardzo różni, ale jednak od zawsze jakiś magnes nas do siebie przyciągał.
Gdy pojawił się on, zmieniło się trochę moje podejście.
Początkowo bardzo nie chciałam mieć więcej dzieci. Kompletnie nie moja bajka, nie moja cierpliwość i siły. Dwójka to taki max który był wtedy barierą nie do przeskoczenia. Jednak mój jeszcze wtedy nie mąż miał zupełnie inne plany. Już w pierwszym miesiącu znajomości wiedziałam że on chce dziecko. Broń Boże teraz, zaraz i szybko. Po prostu otwarcie powiedział mi, że jest to dla niego coś bardzo ważnego. Co dziwne, znał doskonale moje zdanie a jednak postanowił w to wejść – a być może już wtedy czuł że mu jakoś ulegnę?
Nadszedł czas zaręczyn, kupna działki i poważnych rozmów o przyszłości…
Wzbraniałam się jak mogłam, ale po wielu godzinach rozmowy odpuściłam. Bez nacisku, bez wymuszania i innych sposobów wpływania na drugą osobę. Dotarły do mnie argumenty męża i sama przed sobą przyznałam że nie miałam racji. Nie chciałam być oślicą która upiera się przy swoim zdaniu i za nic w świecie nie chce go zmienić. Konkretne argumenty mnie przekonały, a jakie były?
Początkowo upierałam się do kolejnej ciąży po trzydziestce. Uznałam że tak będzie najrozsądniej. Będziemy mieć wszystko, by przygotować się na przyjście na świat kolejnego członka rodziny. Wbijałam mężowi (jeszcze wtedy narzeczonemu) że jest to jedyna słuszna opcja. Każda inna jest kompletnie bez sensu.
Wtedy do mnie dotarło, to co wiem teraz.
Nie ważne czy przed czy po trzydziestce – teraz mogę mieć lepszą sytuację finansową niż za 10 lat. Nikt nie wie co przyniesie nam los, a wmawianie sobie że mając kilka, bądź kilkanaście lat więcej będzie lepiej jest błędem. Może być lepiej, ale wszystko działa w dwie strony i całe życie może Ci się posypać.
Nie mam także pojęcia, czy za kilka lat nie wydarzy się coś, co spowoduje że tych dzieci mieć nie będę mogła. Wypadek, wcześniejsza menopauza czy inna sytuacja na którą nie mam wpływu. Jeśli aktualnie w mojej głowie jest mała iskierka myśli „tak” odnośnie dziecka – co mnie powstrzymuje?
Po trzydziestce skupiam się tylko na sobie!
To nie tak, że wyprowadzam się z domu i zostawiam rodzinę za drzwiami. Mąż i dzieci niech siedzą i martwią się o siebie, a ja zaczynam żyć! O nie! Kompletnie nie o to chodzi, jednak prawda jest taka – że chciałabym też skupić się na tym co jest ważne dla mnie bez większych zmartwień.
Najwięcej czasu zabiera niemowlak. Potrzebuje mamy bardziej niż samodzielny 5-7 czy 10-cio latek. Zachodząc w ciąże po trzydziestce momentalnie „tracę” jakieś trzy-cztery lata. Od momentu urodzenia do czasu, aż się nie wychoruje. Nie widziałam i nie widzę, patrząc na moje doświadczenie, by wcześniejsze powroty na rynek pracy były możliwe bez ogromnej pomocy męża, babci, niani czy jeszcze kogoś innego. By wrócić na etat, na osiem godzin poza domem – to jest wręcz nierealne.
Ja chcę po trzydziestce nie martwić się o to wszystko. Chcę rozwijać się w takich kierunkach o których marzę już teraz. Małymi kroczkami to osiągam, ale oczami wyobraźni widzę jak łatwe to może być później. Gdy Maciuś podrośnie – a to akurat nastąpi w okolicy moich 30-stych urodzin. Czyli idealnie wbiłam się w czas z kolejnym a przy okazji ostatnim dzieckiem.
Chcę być młodą mamą, która ma siły i energię do zabawy.
Chcę jeszcze w przyszłości móc zajmować się wnukami. Pomagać już wtedy moim dorosłym dzieciom w tych obowiązkach by było im łatwiej. Pewnie że mogłabym robić to mając 60-70 lat. Ba! Moja babcia ma zaraz 80, jest zmęczona ale jakbyśmy się uparły to nadal by mogła zostać z dziećmi w domu bym ja poszła do pracy. Ale ryzyko juz jest większe. Moja mama Miała 38 lat, gdy została pierwszy raz babcią. Teraz, gdy ma urodzić się Maciek – ona kończy 46 lat. Pomaga nam z moim tatą w opiece nad młodymi jak tylko może.
Ogranicza ją praca na etacie, jednak w razie konieczności korzysta z urlopu. Zabierają dzieci na wakacje, spędzają z nimi weekendy. Po 15:30, czyli gdy tylko wraca z pracy, potrafi zadzwonić byśmy wpadli na ogród. Nie ma dość – bywa zmęczona, jak każdy – ale ma sporo sił by poświęcić je dla wnuków. I nikt, nie wmówi mi że ktoś kto ma 70 lat, jest równie sprawny co 46-latek! O nie!
Chcę być dla moich dzieci najdłużej jak tylko mogę.
Chcę dać im to, co tylko będę mogła.
Chcę mieć siły i energię by zajmować się nimi,
ale też w przyszłości wnukami…
Udało mi się być młodą mamą i jestem szczęśliwa ze swojego wyboru!
Brak komentarzy