Fala hejtu, negatywnych komentarzy i złych wiadomości zalała ostatnio cały internet. Celowo na naszym Facebooku, Instagramie czy blogu nie poruszałam tych tematów. Nie czułam się na siłach, nie chciałam takich negatywnych emocji. Wiedziałam też, że pisząc taki post, poleje się fala różnych opinii na które chyba nie do końca byłabym przygotowana. Emocje kumuluje w sobie – nie uzewnętrzniam się. Czuje ze tak jest dla mnie w tym stanie najlepiej. Jednak jest jedna sprawa która nie daje mi spokoju – a uświadomiłam ja sobie jeszcze bardziej właśnie po ostatnich wydarzeniach w Polsce.
Chodzi mi nie o sam tragedię ale o reakcje już po niej. O te wstrętne komentarze życzące innym ludziom źle. Ba! Tam podały nawet groźby, radość ze śmierci drugiego człowieka. Dobrzy ludzie się poddali, a Ci wstrętni zostają na swoich miejscach – bo nie maja serca. Czuja się wygrani, bo zniszczyli dobro. Ktoś kto tworzy coś fajnego, dobrego i pomocnego dla innych jest niszczony przez ludzi którzy są chorzy psychicznie.
Porównanie teraz będzie słabe, ale ta akcja uświadomiła mi bardziej problem mediów.
Największy chyba hejt spadł na mamę ginekolog. To co ta kobieta przeżywa każdego dnia jest poza zasięgiem moich wyobrażeń. Uświadamianie ludzi o profilaktyce, piękna akcja dla WOŚP to dwie sprawy ale tak szerokie że żadna inna akcja nie musi być tu wymieniona. Masa życiowych niesprawiedliwości – a ona nadal idzie swoja ścieżka. Jednak nie ma łatwo – każdy jej krok jest krytykowany na forach czy powstałych do tego grupach na FB czy IG. A kto to nakręca? Matki. A może sławami popularnych blogerów – DYLEmadki. Kobiety które siedzą w domu, nie maja co robić, wiedza wszystko najlepiej bo skończyły wszystkie kierunki świata. Żalą się na życie swoje, krytykuj tych którym coś się w życiu udało – bardzo często ciężka praca.
Przechodząc dalej od sytuacji w Polsce, przez mamę ginekolog do…
… wszystkich kobiet, żon, matek w internecie. Chociaż w realnym życiu też takie kwiatki spotykamy, to w dobie internetu łatwiej o wyrażenie „swojej opinii”(gdy ktoś myśli że jest anonimowy, a jednak jak się okazuje nie jest). Dlaczego napisałam to w cudzysłowie? Bo najczęściej to osobiste zdanie komentatora jest chamskim, wrednym i bardzo nie na miejscu zdaniem które zakończone słowami „nie miałam nic złego na myśli, nie obraź się ale musiałam to napisać” ma być uznane za nieszkodliwe. Problem jest taki, że słowa ranią bardzo.
U mnie na stronie też już nie raz spotkałam się z czymś tak wstrętnym jak hejt.
Podobno większa ilość słabych komentarzy i wypowiedzi od obcych ludzi świadczy o wzroście popularności danej osoby. Dlaczego? Wszędzie znajda się osoby mądrzejsze, wszystkowiedzące i… zazdrosne. Bo o ile pozytywna zazdrość jest czymś fajnym o tyle podcinanie komuś skrzydeł spowodowanych tym zjawiskiem nie jest fajne. Ja zazdroszczę wielu osobom, ale nigdy nie przyszło mi do głowy pisać do nich czegoś nie na miejscu. U mnie przekłada się to wszystko drug stronę – „hej! świetny pomysł, może i ja bym mogła spróbować swoich sił w czymś takim!”. Szkoda że nie wszyscy maja takie, bądź podobne podejście.
Smutne jest to że matka matce jest wilkiem.
Zamiast się wspierać, pomagać sobie w mega trudnych początkach macierzyństwa – ranimy się. Konometrze, wiadomości, słowa wypowiedziane nie ma miejscu ranią bardziej niż może się wydawać. Ile razy nam się oberwało? Mam kilka swoich kwiatków które na wszystko co zrobię piszą jakiś krzywdzący komentarz, czy zaznaczają zawsze w ankiecie krzywdząca odpowiedz.
Przykładem niech będzie mój ostatni wpis na instagramie. Wrzuciłam takie wstępnie wysłane fotki od fotografa ze ślubu. Byłam nim zachwycona, jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że nie każdemu taki styl odpowiada. Zadałam pytanie – Fajne? Dosłownie ponad 100 osób kliknęło tak. Jedna była na nie. Z ciekawości weszłam na jej profil – sprawdziłam jej zdjęcia. Okazało się że też brała ślub niedawno i co? Zdjęcia tak złe, jakby robił je ktoś telefonem. Zazdrość? To jest dokładnie to, o czym mówię. Brak umiejętności czerpania radości ze szczęścia innych.
Nigdzie indziej nie spotkałam się z takim jadem jak wśród matek…
Wojna toczy się wiecznie o wszystko. O karmienie, o rodzaj porodu, a rozszerzanie diety, a nosidła/chusty, o chodziki, o wózki i noszenie dziecka, o bujanie w wózku, o wspólny bądź oddzielny pokój z rodzeństwem… a to buty nie takie, a to za ciepło czy za zimno ubrane, gdzie na wakacje za granice z kilku-miesięcznym dzieckiem. A pojedziesz sama z mężem? Jak mogłaś dziecko zostawić! Dosłownie hejt pada o wszystko. Młode mamy maja wytykany każdy swój krok. Ograniczyłam wiele na blogu, by nie kusić losu, chociaż tyłek mi się uodpornił. Ale jak widzę na innych profilach spiny o wszystko to aż mi niedobrze.
Nie wiem dokąd ten świat zmierza. Ale jak tak będzie dalej to zdecydowanie nie jest to miejsce w którym chce wychowywać swoje dzieci. Wśród tego wytykania błędów, braku akceptacji i cichego przyzwolenia na obrażanie. Bo my nadal godziny się na to, co powinno być bronione tylko dlatego że ktoś użył słów „nie mam nic złego na myśli..” albo ewentualnie „nie obraź się ale…”
Brak komentarzy