Żyjąc w idealnym świecie wykreowanym przez media chciałoby się czasem pobyć w tym pięknie co? Ja każdego dnia doceniam to co mam – moją rodzinę, zdrowie, dach nad głową. To, że oboje z mężem mamy prace które lubimy i które zapewniają nam bezpieczeństwo. Doceniam jak mogę – jednak przychodzi kryzys, jak dziś, i mam ochotę wyjść ze swojego ciała i nie wracać.
Jestem wdzięczna za to, że jestem w stanie zajść w ciąże, urodzić dzieckom wykarmić je. Ciesze się, że jestem sprawna fizycznie i mogę kazdego dnia bawić się z moimi dziećmi, wyjść na spacer bez pomocy innych osób i po prostu się nimi zajmować. Jestem dumna z mojego ciała – jest wspaniałe.
Tylko takie nie-idealne.
Nie mam pięknych i sterczących piersi jak nastolatka.
Nie mam płaskiego brzucha jak fit gwiazdy (poza ciążami – teraz, to byłoby niezdrowe)
Mam ogromny cellulit.
Nie mam idealnie równych i białych zębów.
Moje boczki wyłażą nawet, jak nie mam na sobie ubrania.
I chociaż to, że jestem szczęśliwa z powodu zdrowia jakie mam, co podkreślam na każdym kroku… to jednak chciałabym lepiej wyglądać. Niektórych rzeczy nie zmienię ćwiczeniami, dietą i wyrzeczeniami. Mam masę rozstępów, których się nie pozbędę. Mam problemy ze spojeniem, które też pewnie będą ze mną do końca życia. Karmienie piersią tak je zrujnowało – że nie chce na nie patrzeć. I nawet fakt, że podobam się mojemu mężowi mnie nie pociesza. Nie dziś.
Bo chociaż każdego dnia doceniam, to co mam. To dziś jestem zła na to, jak wygląda moje ciało.
Nie obwiniam nikogo.
Ja jem bardzo źle, mało ćwiczę a dzieci nie są absolutnie winne niczemu. Takie jest życie, wzięłam to na klatę – jednak gdybym miała ogrom pieniędzy, poprawiłabym to i owo. I w przypływie takiego kryzysu stworzyłam sobie listę – „to do” do zrobienia. Może kiedyś wrócę do tego i będę się śmiała, ale nie dziś.
Dziś jestem zła na cały świat za to, że wyglądam źle. Nie an siebie, nie na rodzinę – ogólnie na cały świat.
Po pierwsze – brzuch!
Po drugie – piersi!
Po trzecie – pośladki!
Po czwarte – włosy!
Po piąte – podbródek!
Po szóste – łydki!
Po siódme – ramiona!
Po ósme – stopy!
Po dziewiąte – przedramiona!
Wiele? Niewiele? Nieważne. Mam wrażenie że wymieniłam całe ciało. Trudno.
I tak będę miała przez najbliższe dwa, trzy a może cztery dni. Później mi przejdzie, znów zacznę cieszyć się z tego co mam… ale dziś mam dość swojego ciała. I proszę o skalpel!
Brak komentarzy