O to, jak nam się udaje ogarnąć to wszystko dostaję dziesiątki a nawet setki pytań. Kosmos! Daleka jestem od narzekania na swój los – sama się na taki zdecydowałam. Dzięki temu ze mam wsparcie męża jakoś udaje mi się jeszcze to wszystko ogarniać – nie mam pojęcia co by było gdyby go nie było… pewnie też bym dała radę, ale wyglądałabym jak wrak człowieka.
Poranki są dość spokojne…
Mogłabym wstawać o 5 i robić obiad, pracować, prać, sprzątać… ale jestem leniem i co jak co, ale rano pospać bardzo lubię. Wstaję o 6:30 – oficjalnie, jednak najczęściej z łóżka wyciągają mnie około 7:00. Maciek jeszcze wtedy śpi, wiec teoretycznie też bym mogła. Mimo to, każdego dnia wstaję razem z mężem, Antkiem i Blanką a wtedy szykuję im śniadanie, bo chcę. Robię im posiłek do pracy i szkoły, dzieciom myję zęby, pomagam się ogarnąć. Dani wychodzi po chleb i na spacer z psem. O 7:40 ich już nie ma, a ja wtedy sama siadam do jedzenia. Budzi się Maciuś, poranna toaleta zaliczona, ubieranie, czyszczenie nosa, zmiana pampersa, karmienie.
To też dobry moment na wstawienie prania, ogarnięcie obiadu, zmywarki i innych przydomowych pierdółek. Mam na to… jakieś 40 minut. Bo o 8:30 idę do sąsiadki. Każdego dnia od poniedziałku do piątku mam 25 minut u sąsiadki – pijemy CIEPŁĄ kawę, często w ciszy, ale to ta chwila mojego odpoczynku w ciągu dnia. Dlaczego 25 minut? Bo o 9:00 zaczynam pracę na etacie…
Każdy dzień jest inny!
Poniedziałki i wtorki, Antoni chodzi do szkoły na 11:25 i kończy o 15:55. Dlatego rano Daniel zawozi tylko Blankę i jedzie do pracy a Antek o 11 idzie sam. Po południu odbieram Blankę o 14:30 i później idę znów o 15:55 po Antka (tak, znoszę ten wózek z 2 piętra raz za razem!). W pozostałe dni, Antek chodzi na rano więc jedzie do szkoły z Danielem i Blanką a po południu wraca sam ponieważ o 11:30 jest jasno. To praktycznie jedna zmienna w tygodniu reszta się raczej powtarza. Czyli…
9:00 siadam do pracy na etacie. Robię to, na czym nie muszę się mocno skupić. Planuję, ogarniam grafiki itp. Tworzenie tekstów zostawiam sobie na godzinę 10:00, wtedy ta moja wcześniej wspomniana sąsiadka zabiera Maciusia na spacer. Czasem 30 minut, czasem godzina – zależy od pogody (kolejny raz znoszę i wnoszę wózek z zawartością na 2 piętro). Pracuję wtedy jak mróweczka i nie ma opcji bym przerwała swoje zajęcie. Skupiam się w 100%. Gdy wraca, wtedy do 14 pracuję już z nim na kolanie. Takie życie.
Popołudnia są dla dzieci – tylko dla nich.
Czyli godzina 14:00 to moment, gdy odrywam się od pracy i idę po Blankę. Wracamy i zaraz idziemy po Antka. To chwila, gdy poświęcam się dzieciom w 100%. Spacer, wspólny posiłek (jemy, bądź wspólnie szykujemy, gdy rano mi się to nie udało), zabawa w pokoju, gry… tylko ja i oni.
Gdy tylko jest piękna pogoda korzystamy i spacerujemy ile się da. Nie wracamy od razu do domu, bo po co? Mam czas na wszystko. Wystarczy dobre, ciepłe ubranie i spacery są mega przyjemne. Gorzej z Maciejem, bo on jednak nieruchomo tak leży cały czas. Mało tego, szukając czegoś co by go ogrzało, sama nie wiedziałam czego chcę. Jestem osobą która szybko się nudzi przedmiotami które posiada. Wózek który mam kocham za jego wagę i design, ale powoli chcę czegoś nowego. Chciałam go odświeżyć, najlepiej zmienić, ale to nie wchodziło w grę dlatego szukałam detali.
Połączyłam chęć zmiany, odświeżenia i potrzeby czegoś dobrego jakościowo na takie nasze popołudniowe spacerki. Chociaż nie tylko, bo godzina od rana z sąsiadką na dworze to też nie lada wyzwanie dla takiego maluszka. Musiało być dobre jakościowo by skórka oddychała podczas spaceru, jednocześnie dając uczucie ciepła. Drzemka na dworze smakuje zdecydowanie lepiej gdy jest odpowiednia temperatura.
Trafiliśmy zupełnie przez przypadek na CocoBird przeczytaliśmy opinie innych i postanowiliśmy zaryzykować. Zdecydowanie było warto. Dostałam wszystko to, czego potrzebowałam od produktu którego szukałam. Odświeżyło to nasz pojazd, dając maluszkowi dużo ciepła a spacer zyskały nowy, lepszy wymiar. Mamy dokładnie TEN model – dodatkowo zamówiłam też podusię do kompletu, by sen był przyjemniejszy.
Wieczory jednak to znów praca.
Czas z dziećmi jest do momentu powrotu Daniela, w ciągu tygodnia nie mam czasu dla nasz wszystkich, od tego są weekendy. Najczęściej jest to 16:30 – jednak zdarza się też 17-18 -19. Im on później wróci, tym dłużej ja będę siedziała wieczorem. Daję mu zjeść obiad, umyć się, wyjść z psem i… przekazuje dzieci. Jestem kolejny raz w transie pracy, tym razem tej blogowej. Piszę teksty, odpisuję na wiadomości, działam na IG, planuję posty i pakuję zamówienia z naszego sklepu. Działam do 19, by zrobić sobie mini przerwę na pomoc w kąpieli dzieci. Kładziemy ich wspólnie spać a ja dalej siadam przed komputer. Zdarza się, że o 19 mam koniec, ale jest to tak rzadki widok… zazwyczaj przypada to na godzinę minimum 22. Wtedy idę się myć, coś zjeść i wspólnie usypiamy Macieja.
Kładę się około 24.
Nigdy wcześniej. By rano znów wstać i zająć się swoimi obowiązkami. Oczywiście opisałam dzień bez… zakupów, urzędów, lekarzy i miliona innych spraw. Taki prosty dzień, bez komplikacji. A będąc rodzicem wiesz, że komplikacje zdarzają się często. Nawet teraz, gdy w domu będzie trójka dzieci do 7 stycznia! Ale to kropla w morzu bo po drodze są choroby, strajki i inne cuda 🙂 Rodzice mają ciekaw żywot.
Daj znać koniecznie, jak taki dzień wgląda u Ciebie!
Brak komentarzy