Zeszły tydzień był tak zaskakujący jak żaden inny. Chciałam opowiedzieć co się stało, bo nasza sytuacja pokazuje że dziś może być fajnie – a kolejnego dnia wszystko się sypie. Kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, tym bardziej że dzień wcześniej nasz syn był duszą towarzystwa na swoim własnym chrzcie!
W niedziele była uroczystość.
Nasz syn przyjął sakrament chrztu, była ceremonia, była „impreza”, byli goście. Obiad i kawa z najbliższymi, dużo rozmowy i „wynoszony” Maciek. Czyli zupełnie normalny czas z rodziną. Maciuś poza kaszlem który miał już od września nie dawał powodów do niepokoju. Kontrolowałam ten kaszel już od 12 września i osłuchowo był ciagle czysty – zalecenia miał i się ich trzymaliśmy, jednak nie dawał on za wygraną.
W nocy z niedzieli na poniedziałek znów był kaszel.
Może nieco mocniejszy niż zwykle, Młody miał takie konkretne ataki co jakiś czas. Jednak później zasypiał i budził się na mleko. Podczas jedzenia, pojawiał się kolejny atak i tak całą noc. Mąż poprosił mnie, bym rano umówiła się do lekarza by go zobaczył – to przecież trwało już tak długo.

U lekarza byłam w okolicy południa.
Młody czuł się naprawdę świetnie. Był wesoły, nie płakał, nic nie wskazywało na to, co za chwilę usłyszę od lekarza. Podejrzewałam dodanie jakiegoś leku do inhalacji i tyle. Lekarz który badał Macieja, stwierdził że skoro ma podejrzanie wysokie CRP, z kaszlem walczy miesiąc a jego waga od 12 września nie zmieniła się to ona proponuje szpital. Nie było jakiegoś wielkiego zagrożenia, jednak nasz lekarz stwierdził, że u tak małego dziecka dziś nie ma nic – a jutro, bądź wieczorem jest zapalenie oskrzeli i tak będzie bezpieczniej. Zaleciła głównie badania – by odkryć powód.
Nie mogliśmy jednak mieć pobranych próbek do badań, bez przyjęcia na oddział.
Bardzo tego nie chciałam. Szpital to ogrom innych chorób i bałam się, że Maciek złapie coś gorszego – jednak lekarz skutecznie mnie przekonał do tego, że Maciej po prostu zostać musi. Dla jego dobra. Dostaliśmy „jedynkę” i zakaz opuszczania pokoju by nic gorszego nas tam nie złapało. Czekało nas trochę badań – wymazy, pobieranie krwi, moczu.. taka podstawa. I tu muszę dodać, bo duma mnie rozpierała. Poza wymazem z nosa, bo podczas pobierania tego badania wył strasznie, był dzielny. Podczas pobierania krwi spał, siusiu oddał w 10 minut od założenia woreczka, inhalacje znosił dzielnie… zdecydowanie pomagał mi w tym czasie.

No i spał w łóżeczku!
Nie było opcji by spał ze mną, niestety ale to łóżko błagało o wymianę, było twarde, małe i… beznadziejne. Dlatego spał sam, byłam wykończona wstawaniem do niego, ale daliśmy radę. Kolejny raz twierdzę że spanie z dzieckiem ma same plusy – przynajmniej każdy się wysypia. Wstawanie co godzinę, karmienie, noszenie, usypianie nie jest dla mnie.
Co wyszło?
W sumie niewiele… nic ponad to, co wiedziałam. Po pierwsze – ostre zapalenie górnych dróg oddechowych. Młody po prostu się w nocy dusił kaszlem i brakiem możliwości oddychania przez nos. W wymazie jednym wyszedł gronkowiec, a w drugiego jeszcze nie mamy, odbieramy go lada dzień. Mocz ok, krew ok. W szpitalu spędziliśmy dwa dni, Pani doktor chciała niby nas zatrzymać, ale wiedziała że w domu będzie nam lepiej. Warunkiem pójścia do domu, były kontrole u niej w szpitalu. I dlatego dziś tam jedziemy.
Nikomu nie życzę, by jego dziecko trafiło na oddział.
Miejsce dziecka jest w domu…

3 komentarze
My właśnie jesteśmy w szpitalu z prawie 4 tygodniowym Kubusiem. Synek najpierw mial katar z którym walczyliśmy z pomocą Katarka do odkurzacza i inhalacji ale niestety pojawił się i kaszel. Z ambulatorium skierowanie na oddział. Wyniki mamy dobre ale czekamy co dalej… A w domu czeka braciszek, który ma rok i 5 miesięcy
Pobyt tak małego dziecka w szpitalu to na pewno stresujące przeżycie. Jednak w szpitalu jest mnóstwo wykwalifikowanych lekarzy, pielęgniarek, opieka 24/7. W domu coś może się stać w każdej chwili, a zanim dojedziemy do szpitala mijają cenne minuty. Najlepiej słuchać się zaleceń lekarza.
Pamiętam jak moje dziecko było w szpitalu. Stres, płacz, nieprzespane noce. Jednak wiedziałam, że mój syn jest pod dobrą opieką , że lekarze robią wszystko aby go wyleczyć. Walczył ze wszystkich sił i na szczęście wszystko skończyło się dobrze.