Odkąd tylko pamiętam lubiłam marzyć. O takich sprawach ważnych i mniej ważnych. O rzeczach materialnych i tych zupełnie bezcennych. Ciągle mam w swojej głowie masę życzeń którą powoli realizuję. Za każdym razem sięgam dalej, wyżej. Całej masie szarych ludzi się to nie podoba. Krytyka nie pada bezpośrednio na mnie, ale dochodzą mnie głowy kto i co powiedział. Mam to w nosie – bo będąc tym kim jestem, mam to co mam. Nie patrzę wstecz. Popełniłam kiedyś dużo błędów, ale z żadnego bym nie zrezygnowała – to mnie ukształtowało. Dało mi pewność siebie, kopnęło w tyłek i pokazało że w trakcie najgorszych chwil da się pozytywnie myśleć. A po burzy zawsze wychodzi słońce.
Mam dookoła siebie masę pesymistów i z takimi osobami staram się ograniczać mój kontakt do minimum. Nienawidzę braku wiary w siebie, nie dążenia do spełnienia marzeń z błahego powodu. Z drugiej strony są taż realiści, którzy widzą świat raczej w czarnych barwach bo każdy mój pomysł najchętniej od razu zmieszaliby z błotem. We wszystkim widzą jakieś chore przeszkody – boją się zrobić krok do przodu. Powiem Ci szczerze, że przyglądając się bardziej, nie widzę wielu osób które cieszą się z najmniejszych sukcesów. Wszystko jest na nie. Brak wiary w siebie i swoje umiejętności zwalają na system, oczywistą porażkę i słowa – a po co mi to? Znaleźli swój punkt życia który jest dla nich takim „bezpiecznym punktem”, ich strefa komfortu nie może być naruszona bo zgubią grunt pod nogami.
Nie lubię.
Bardzo nie lubię gdy ktoś stoi w miejscu, nie rozwija się, nie pogłębia swojej wiedzy. Jednak z takimi osobami nic nie zrobię, bo to tylko ich decyzja. Wkurza mnie jednak fakt, że swoje niepowodzenia, frustracje i brak wiary przekładają na moją osobę. Wszystko oblane jest falą krytyki, najmniejszy plan zmieszany z błotem. Gdybym miała miękki tyłek, przejmowała się wszystkim co do mnie takie osoby mówią nie mielibyśmy z Danielem teraz działki budowlanej, na której stanie dom – nasz dom marzeń. Nie byłabym sama sobie szefem, nadal bym tkwiła w pracy na etacie (która swoją drogą też lubiłam) – chociaż to co robię teraz lubię bardziej.
Mam ambitne plany na nadchodzący nowy rok. Będzie dużo się działo, będę wykończona. Każda nocka być może będzie nieprzespana. Jednak wiem, że mój plan jest tak fantastyczny – że warto. Po prostu warto. Miałam takie fajne plany na ten czas, na bieżący 2018 rok i powiem Ci że już lista jest w 90% skreślona. Nawet jak ostatniej rzeczy nie uda mi się zrealizować przed jego zakończeniem, będzie to tylko jeden mały wniosek do wysunięcia na przyszłość. A pomimo niepowodzenia, nie będę traktowała tego jako porażki – bo dałam z siebie ponad sto procent. Przerzucę wszytko na początek roku następnego z napisem „priorytet”.
Chcę zarazić tym dzieci..
Chcę im pokazać że posiadając silną wolę, gromadząc wokół siebie cudownych ludzi i przede wszystkim.. marząc o czymś, można to mieć. To się prędzej czy później spełni – bo marzenia się spełniają. Mniejsze, większe, kosztowne, bezcenne – wszystkie. Każdy plan jaki uda Ci się ułożyć w głowie – dasz radę zrealizować zrealizować. Myślisz że 8 lat temu, będąc w ciąży z Antkiem wiedziałam że będę dziś miała takie życie jakie mam? Przez myśl nawet by nie to nie przeszło. Nauczyłam się tak żyć kilka lat temu. Nauczyłam się marzyć – a każde marzenie od razu przekładać w czyny.
Zobaczysz co mam dla Ciebie w 2019 roku. Będzie ogień! Obiecuje.
2 komentarze
To fakt – pesymiści zalewają Polskę i najgorsze, że wysysają z nas energię
ciekawy wpis!