Nie mamy aktualnie większego wyboru i mieszkamy w bloku. Pewnie każde miejsce zamieszkania ma tyle samo plusów co minusów, mimo wszystko ostatnio bardzo mocno wszystko działa mi na nerwy. Może nie do końca jest to moja wina, to znaczy moich humorów… tylko dziwnych zachowań jakie mają miejsce tu gdzie żyjemy. Na światło dzienne wychodzą dziwne rzeczy, jeszcze bardziej podejrzane jest zachowanie chorych ludzi..
Opiszę CI minusy życia w bloku na naszym przykładzie. Pewnie jest ich znacznie więcej, jednak te bardzo mi przeszkadzają. Początkowo znosiłam je cierpliwie, z uśmiechem na twarzy ale po dwóch latach mam ochotę krzyczeć do księżyca z bezsilności i tylko marzę o czymś innym. Kupno działki dało nam mobilizację i jakieś małe marzenia spełniło, przed nami masa czasu by tam zamieszkać .. a do tego czasu muszę znosić to wszystko.
Zaczynamy?
-
Sąsiedzi.
My chyba trafiliśmy na jakieś specyficzne modele bo inaczej tego ująć nie można. Oczami wyobraźni widzę już dom na działce, a obok normalnych ludzi. U nas z o takich ciężko. Ostatnio miałam sprzeczkę z jednym uprzejmym panem który krzyczał na dzieci „wypierdalać z klatki”. Oczywiście nie myśląc wiele sprzeciwiłam mu się więc zaczął wyzywać mnie od „dzi**k”,”ku**w”. Sprawa skończyła się na policji, bo co jak co ale ani pierwszą ani drugą nie jestem. Obiecałam mu, że jeden najmniejszy wybryk z jego strony i zniesławienie mnie kończy się w sądzie. Ale nie on jeden.. mamy jeszcze takiego cwaniaczka, któremu bardzo przeszkadzają dzieci biegające pod blokiem. Ba, nawet nie pasuje mu to jak ja parkuje auto na parkingu. Do dziś nosi ksywkę „masło” po tym jak kiedyś powiedział mi dość dosadnie że „zdałam prawo jazdy na masło chyba”. Jak widzisz, mam fajnie.
-
Obite auta.
To jest jakaś plaga. Za każdym razem gdy idziemy do auta mamy coraz więcej zarysowań, wgnieceń i innych niefajnych oznaczeń na aucie. Ludzi idą jak święte krowy i nie patrzą na to czy torebka nie jedzie po aucie. A wsiadając do swojego samochodu w nosie mają to, czy auto sąsiada jest na bezpiecznej odległości i swoje drzwi otwierają mocno i konkretnie. Boki naszych aut nie wyglądały tak źle jeszcze nigdy. W sumie nie tylko nasze, bo każdy takie auto u nas pod blokiem ma. Nie wiem, może nie zarobili na nie sami i nie jest im szkoda. Nam jest. Podejrzewam że to słynny „masło” ze swoją tuszą tak wszystkich urządza. Mnie przecież zwyzywał za to że podjechałam za blisko niego i nie mógł wyjść ze swojego auta (dodam że idealnie zmieściłam się w liniach”. No cóż.. jakieś 130 kg żywej wagi robi swoje.
-
Mieszkanie „nad kimś”.
Kolejny hit. Może my mamy takiego pecha, a może nie tylko. Mam nadzieję że nikt nie ma takich sąsiadów na dole jakich mamy my. Wszystko ciągle jest nie tak. Dzieci o 18 biegają po mieszkaniu – źle, trzeba pukać w ścianę. Wodę za mocno puszczę z wanny – źle, zalewamy im chociaż nie z naszej winy bo u nas instalacja jest sprawna. Winne są stare rury, blok prosi się o wymianę pionów ale nikt się na nią zgodzić nie chce. Błędne koło. A największym hit był ostatnio. Montowali nam coś przy kominach na dachu ostatnio, hałas był dość duży mimo to ja nie odczuwałam żadnych innych skutków tych robót. Oczywiście za chwile słyszę pukanie do drzwi „jak chcecie robić remont to nas uprzedzajcie bo hałas to jedno ale z kratki wentylacyjnej sypie nam się do domu jakiś syf”. Grzecznie odpowiedziałam że remontu nie robimy, tylko spółdzielnia wymienia wentylatory – nie usłyszałam nawet zwykłego przepraszam.
-
Opłaty z kosmosu.
Mamy mieszkanie prawie 80-cio metrowe. Nie należy do małych, ale też nie grzeszy wielkością. Mimo to, jak dostajemy kwotę jaką mamy zapłacić do spółdzielni – przewracamy się. Nie robią w tym bloku NIC, a opłaty ciągle rosną. Ba, ostatnio nawet bez uprzedzenia podnieśli sobie opłatę za „administrację budynku”. Nie dużo bo nie dużo, zwykły Kowalski może by się nie dopatrzył. Mimo wszystko ja, wieczny „żyd” pieniężny widziałam że spółdzielnia kolejny raz zabiera nam 3 zł. Uwielbiam ich. Czynsz w granicy 600 zł, to połowa raty kredytu na dom. Myślimy tymi kategoriami – w domu nie ma czegoś takiego i aż tyle jesteś do przodu. Fakt, remonty budynku są ze wspólnych pieniędzy i być może nie kosztują AŻ tyle i są rozkładane na raty ale jest za to..
-
Wieczne proszenie się.
Non stop trzeba się o coś wykłócać. Przykładem jesteśmy my i nasze problemy z dachem. Wyszła nam w mieszkaniu pleśń. Zdarliśmy tynki, użyliśmy specyfików, osuszyliśmy, daliśmy nowe tynki i pomalowaliśmy. Kolejna zima i kolejne wykwity. Antoni jest uczulony między innymi na pleśń dlatego szczególnie mocno zależy mi na tym by się jej pozbyć. Mamy przewiew w oknach, zimą w mieszkaniu 22/23 stopnie w dzień i 19/20 w nocy. Okna otwieram codziennie. Specjaliści mówią że wina nie jest po naszej stronie – powodem jest dach. Spółdzielnia mówi że na pleśń skarżę się tylko ja i nie będą robić remontu. A po całym zebraniu schodzi się 5 osób które nagle mają problem z pleśnią – ale na zebraniu siedzą cicho. Wstyd za nich przemawia? Sorry ale ja mówię głośno że w moim mieszkaniu jest pleśń bo chcę z nią walczyć ale ta chora spółdzielnia nie daje mi szansy. W domu byśmy mogli zrobić to sami – tu nas ciągle ktoś ogranicza.
8 komentarzy
Jak się trafi na kiepskich sąsiadów, to pozamiatane… Osobiście nie wyobrażam sobie w ogóle mieszkania w bloku 😉 Za dzieciaka mieszkaliśmy, ale niewiele z tamtego czasu pamiętam. Większość życia spędziłam w jednorodzinnym domu i nie wyobrażam sobie inaczej 😉
ja lubie miszkanc wbloku
Miałam takie problemy mieszkając z rodzicami w bloku. Teraz jesteśmy na swoim też w mieszkaniu, ale nie spółdzielczym tylko kupionym od dewelopera. Mieszkamy już 2 lata i póki co cisza i spokój. To chyba kwestia tego, że nie każdy może sobie pozwolić na własne mieszkanie a spółdzielcze prędzej czy później dostanie każdy – nie mówiąc już o dziedziczeniu takich mieszkań.
Pozdrawiam 🙂
wszystko ma swoje wady i zalety 🙂
Zastanawiam się nad domem. Jedyne co mnie powstrzymuje to dojazdy!
a może działkę poszukać gdzieś bliżej?
Najpierw działka potem budowa domu.
Oj jak ja Cię bardzo rozumiem. Wychowałem się w normalnych warunkach tj. w domu. Mało tego u nas podwórko ma jakieś….60 arów więc ja postrzegam powierzchnię w zupełnie innych kategoriach. Na podwórku gdzie stoi mój rodzinny dom zmieściłoby się całe osiedle więc kiedy ja widzę „apartamenty” mające 50m2 to wybucham śmiechem. Niestety ze względu na pracę mojej partnerki musiałem zamieszkać przez kilka lat w bloku. Jakiś totalny koszmar. W sumie tylko dwa razy zmienialiśmy mieszkanie ale ja miałem dość. Najpierw wróciłem do rodziców a potem kupiliśmy dom z działką. Odnoszę wrażenie, że mieszkanie w bloku jest jakąś alternatywną rzeczywistością. Łazienki wielkości psiego kojca, wiecznie kogoś słychać ale samemu musisz być cicho. Z czynszami też masz rację. Ja w domu też mam ciągle coś do zrobienia ale po pierwsze to ja wybieram z jakich materiałów będzie korytarz w domu (w bloku walną Ci najtańsze płytki) a po drugie ja wybieram kiedy coś będę robił. Jedyny mój koszt, który muszę odprowadzić prócz rachunków to podatek od nieruchomości. Raz na rok. Ale to jeszcze nic. Najgorsi są ludzie z bloku, którzy przeprowadzają się na wieś. W mojej rodzinnej miejscowości są tacy. Przeszkadza im nawet pianie koguta o 6 rano.