Kocham ich, jak matka kocha swoje dziecko. Zrobię dla ich wszystko. Zrezygnowałam z pracy na etacie by móc z nimi być. Poświęcam się w 95%. Te pięć procent to wyjścia do kosmetyczni co 3 tygodnie na 4 godziny i weekendowe wyjazdy do babci by zobaczyli się z tatą. Nieźle wychodzi to procentowo nie? Tak jak pisałam, dla nich jestem w stanie zrobić naprawdę dużo. Nie wyobrażam sobie już życia bez nich. Chociaż ręce opadają ze zmęczenia i psychicznego wykończenia milion razy na dobę to czuję że są szczęśliwi że mają mamę dla siebie przez cały czas.
Nie każdy ma to szczęście. Nie wszystkie kobiety mogą pozwolić sobie na to, by zostać z dzieckiem w domu przez 3,4,5 – lat. Nie pozwalają na to finanse, bądź umowa w firmie która zatrudnia. Masa innych „przeciw” też się znajdzie. Ja jestem szczęściarą, chociaż codziennie przeklinam że chcę już mieć „spokój”, marzę o wyjściu do pracy na 8 godzin. Nie doceniam tak jak powinnam, zacznę pewnie gdy będzie za późno.
Co tak bardzo mnie wkurza?
Te jęki, piski, wycie, krzyki.. To „NIEE!!” jako odpowiedź na wszystko, nawet na wymyślne kanapki w kosteczkę z kropelką ketchupu na środku – ale wiesz, tak idealnie na środku. Jak zjedzie na bok to już pozamiatane, nie zje wcale. Ten chce kąpiel z pianą, ta bez piany. Ta chleb z ogórkiem ze skórką, ten bez skórki. Wycie podczas mycia włosów. Wielki ból przy obcinaniu paznokci. Jezu, nawet nie masz pojęcia jak to wszystko niszczy mi psychikę w ciągu całego dnia. Chociaż nie, jak jesteś matką to doskonale mnie rozumiesz. Do tego się NIE DA przyzwyczaić. Te decybele są nieprzystosowane do naszych uszu..
Co mimo wszystko MUSIMY robić codziennie?
Oni umrą, uschną i Bóg jeden wie co jeszcze gdy tego nie zrobią. Deszcz czy śnieg, wiatr czy 40 stopni w cieniu. Oni muszą! Muszą i koniec bo chatę by roznieśli. Pewnie domyślasz się o co chodzi. Nieszczęsny plac zabaw. Tak bardzo go nie lubię, ale chodzę bo poćwiartowali by mnie gdybym odmówiła. Moje poświęcenie w tym wypadku jest całkowite. Stresuje mnie wszystko co tam jest. Karuzele, Blanka biegająca obok huśtawki, starsze dzieci które w nosie mają mniejsze. Wnerwia mnie obojętność rodziców, brak uwag odnośnie zachowania. Wbieganie na zjeżdżalnie od dupy strony. Przepychanie się na samej górze drewnianego domku. Osikana piaskownica przez koty. Mogłabym tak wymieniać bez końca. Tak bardzo nie lubię tego miejsca!
Ale oni kochają!
Więc chodzę tam z nimi codziennie. CODZIENNIE.
Poświęcam się w 250%.
Bo kocham.
1 komentarz
My na szczęście mamy plac zabaw w ogrodzie 😉 Co prawda i tak ten osiedlowy jest dużo bardziej interesujący, no ale codziennie to my tam nie chodzimy, częściej bawią się dziewczyny w ogrodzie