Byliśmy w niedzielę na wyborach do sejmu i senatu. W naszej miejscowości jest chyba kilka punktów wyborczych – w sumie nie wiem, bo odkąd skończyłam 18 lat chodzę w jedno miejsce i innymi się nie interesowałam. Swój głos oddaję w Szkole Podstawowej w naszej miejscowości. Od zawsze tak było, dlatego nie jest to dla nasz żadną nowością. Co jednak mnie zaskoczyło w tym roku?
Po pierwsze fakt jest taki, że nasz syn jest uczniem tej szkoły. Wcześniej nim nie był, więc nie zwracałam na to kompletnie uwagi – tym razem coś przykuło moją uwagę. Do rzeczy! W naszej szkole, jest chyba taki zwyczaj, że każda praca konkursowa jest wywieszana na holu. Co jest dość logiczne, fajnie jak uczeń zostanie doceniony i inni będą mogli podziwiać jego pracę.
Co mnie jednak zaskoczyło?
Byłam zła, smutna a najbardziej rozczarowany był mój syn. Po pierwsze dlatego, że praca plastyczna Antka nie została wywieszona! Tyle pięknych prac, a wśród nich nie było „Pani wiosny” którą mój syn malował cały wieczór. Poświęcił swój czas, stworzył coś z czego był bardzo dumny – a jakiś nauczyciel kompletnie to zignorował i powiesił inne, pomijając pracę mojego syna. Nie wiem czy jakieś dziecko też miało coś takiego, mam zamiar to wyjaśnić.
Co za to zobaczyliśmy na holu szkoły?
Dzieła sztuki! Jak przypomnę sobie pracę mojego syna, faktycznie wyglądała mniej profesjonalnie od tych, które wisiały w holu. Widać było, na pierwszy rzut oka że KAŻDA miała wkład rodzica – dosłownie KAŻDA! Może mój syn stworzył coś, co nie ucieszyło oka nauczycielki i dlatego postanowiła jej nie wywiesić? Może wśród tych pięknych dzieł sztuki rodziców mój syn wypadł marnie?
Jest mu przykro. Nie powiedział tego wprost, ale widziałam. Patrzyłam na niego, gdy szukał swojej pracy na holu. Widziałam jego wzrok, gdy nie znalazł swojej pracy wśród innych. To rodzice wygrali konkurs, nie dzieci.
Dlaczego robimy to swoim dzieciom?
Dlaczego my, jako rodzice pozwalamy nakręcać wzajemnie ten chory wyścig idealności? Dlaczego nie pozwolimy dziecku stworzyć czegoś samodzielnie? jak ma się później nauczyć życia, pracy i poczucia obowiązku? Jak ma cieszyć się z nagrody, skoro nie wykona tej pracy samodzielnie? Idąc do liceum, też będziesz rysowała za swoje dziecko? Też będziesz siedziała do północy i pisała wypracowania na język polski? A może jeszcze po angielsku czy francusku nauczysz się pisać, by Twoje dziecko dostało lepszą ocenę?
Dlaczego nauczyciele się na to godzą?
Przecież widać od razu, gdy dziecko przynosi coś na konkurs – czy wykonało to samodzielnie, czy zrobił to rodzic. Wychowawca, nauczyciel plastyki czy innych przedmiotów widzi co potrafi uczeń. Jeśli jest w stanie stworzyć dzieło sztuki na lekcji – stworzy je w domu i jest to ok. Natomiast jeśli na lekcji mu nie idzie, to dlaczego później przychodzi z czymś, co jest bardziej podobne do pracy malarza niż 8-letniego dziecka?
Dlaczego nauczyciele nie cofają takich prac? Dlaczego nie powiedzą dzieciom, że mają wykonać je samodzielnie, bo widać tu wkład rodzica?
I wiesz co? Moje dzieci i tak wyjdą na tym lepiej.
Bo potrafią narysować same piękny obrazek. Nie idealny, ale nie oczekuję tego od nich. Ważne, że chwytają za kartkę, farby i po prostu tworzą pracę na konkurs. Nie wygrywają, ale mają ogromną radość – poza tą sytuacją teraz, ale mam zamiar ją wyjaśnić. Moja córka raz wygrała, miała 4 lata i stworzyła sama łańcuch bożonarodzeniowy (sznurek jutowy, ozdobiła wstążkami i wyciętymi w kartonie gwiazdkami – wyglądał na pracę 4-latki – i wygrała!)
Rodzicu, daj dziecku wolną rękę.
Brak komentarzy