Do dziś, a może zwłaszcza teraz (?) moi rodzice śmieją się, że nasze czwarte dziecko będzie wolnym ptakiem. Maciej już jest „dzieckiem lasu” a Zojka, jak to oni mówią, będzie łapała deszczówkę na dworze. A to wszystko dlatego, że każdego dnia uczę się odpuszczać. Nie jest łatwo – ale za moment zobaczysz, że warto przejść trudną drogę i wreszcie… odpocząć!
Pamiętam jak było z pierwszym dzieckiem!
Antoni urodził się, gdy miałam 18 lat. Nie dość, że było to moje pierwsze dziecko – to sama nadal nim byłam. Nie ogarniałam nic – a wcale dużo na głowie nie miałam. Praktycznie tylko szkołę i opiekę nad nim, ale to było też dla mnie zbyt wiele. Nie miałam czasu zrobić obiadu, posprzątać, a nawet wybrać się na zakupy. Z perspektywy czasu zastanawiam się, co ja wtedy właściwie robiłam. Bo nawet dziecku nie gotowałam, korzystałam z gotowych rozwiązań. Spinałam się jednak, gdy wypadł mu smoczek na ziemię – wyparzałam wszystko. Mleko modyfikowane robiłam wody butelkowej, zagotowanej i w idealnej temperaturze. Kąpiel – nigdy nie za ciepła i nie za zimna. Spacer? Zawsze pięknie przykryty kocyk, czysta buźka i idealnie wyprofilowane buciki. Miałam fioła na tym punkcie.
Blanka dostała więcej luzu!
Tu już nie wyparzałam smoczka za każdym razem jak spadł – tu wystarczyło umycie pod bieżącą wodą. Młoda nie miała lekko, bo moje życie wyglądało wtedy źle – ale stabilnie. Nie było pięknych bucików, idealnego wózka i słoiczków. Jadła to co my, jeździła w używanym wózku a butki nie kosztowały już 200 zł a… 80! Jednak wtedy dawałam radę zrobić obiad, zająć się dwójką dzieci i jeszcze zarobić pieniądze na to, by dzieciom dać cokolwiek. Wtedy nie było jeszcze „magicznych czasów rozdawnictwa”.
Maciek to szaleniec!
To co teraz przeczytasz, może spowodować lekki atak serca. Jednak wyluzowałam strasznie! Młody je to co my, od początku – solone, słodzone, ostre… Jego smoczek spada na ziemię pięć milionów razy w ciągu dnia a ja… podaję mu go znów do buzi obierając lekko z włosów hondy. Biega cały dzień na boso, bez skarpet, nawet po trawie i kamieniach. Buty zakłada od większej okazji, albo jak jest z nianią. No właśnie, niania. Przestałam udawać, że ogarniam. Nauczyłam się prosić o pomoc i ułatwiać sobie życie jak mogę. Dzięki pomocy – mogę pracować. Dzięki pomocy – moje dzieci mają mamę.
Tak jest w każdej sferze życia.
Nauka tego, że nie muszę być perfekcyjna w każdej dziedzinie nie przyszła mi łatwo. Wcześniej myślałam, że muszę sobie sama ze wszystkim radzić. Wiesz, moje życie, moje wybory, moje zmartwienia. Jednak to bzdura!
Po pierwsze – mam męża. Ten mąż, ma dwie ręce i może mi pomóc w obowiązkach domowych. Gdy on jest z dziećmi – ja sprzątam i gotuje. Gdy ja zabieram gdzieś dzieci – on ogarnia co może. Po drugie – mamy dziadków, chętnych do pomocy. Nie wciskamy im dzieci co tydzień na noc, bo mamy taki kaprys. Robimy to wtedy, gdy oni sami zaproponują – bądź musimy zrobić coś, co dla nich może nie być dobre. Jak remont sypialni w weekend – nie chcieliśmy by Maciej spał w tych oparach od farby.
Nie jestem szalona!
Nie jestem robotem, który będzie wstawał o 5 rano – gotował, prał, sprzątał, wstawał do dzieci co godzinę i wychodził z psem. Nie jestem walnięta, by później iść do pracy na 8-9-10 godzin z dzieckiem pod pachą. Nie zwariowałam, by wracać później do domu – odgrzewać dzieciom obiad, brać ich na plac zabaw i szaleć na dworze do 21. Byłabym chora, gdybym po tym wszystkim miała czas by zrobić super zdrową kolację dla całej rodziny, pomóc w kąpieli, usypianiu i… właściwie po co miałabym się kłaść, jakbym zaraz musiała wstać?
Po co kobiety robią sobie coś takiego?
Udają na każdym kroku to, że są samowystarczalne, jedyne i niezastąpione. Nie wysyłają dzieci do babci, nie zatrudniają opiekunki, nie szukają pomocy męża… Działają same, a następnie narzekają na to, jak bardzo są strudzone życiem. Jak dzieci denerwują, jak dom brzydko wygląda, jak rodzina narzeka na brak kontaktu. A to wszystko przez to, że my kobiety, chcemy uznawać się za samowystarczalne.
Niestety, prawda jest taka – że w wielu kwestiach można nas zastąpić… a my, powinniśmy z tego korzystać. Ba! wykorzystywać tak mocno jak się da.
Stać Cię na pomoc domową? Zatrudnij.
Dzieci dostaną 2-3 dni taki sam obiad? Trudno.
Podłoga się nie świeci? To nie muzeum.
Chcesz iść do pracy? Nie patrz na innych, działaj!
Tyle razy oglądamy się na innych. Nie patrzymy na siebie. Nie pozwalamy sobie na odpoczynek i realizację marzeń z wielu powodów. A wszystko, co wydaje nam się początkową przeciwnością to tylko chory głos w naszej głowie. Obawa przed krytyką najbliższych czy zupełnie obcych ludzi. Strach przed osądzeniem bądź przed nieznanym. Próba udowodnienia sobie, bądź wszystkim dookoła.. że dasz radę.
Ale to nie grzech, jeśli nie masz siły.
Prośba o pomoc to nie przestępstwo. To nie powód do wstydu. Wstydzić można się tego, że się kradnie. Mamo! Pamiętaj, że jesteś kobietą. Zaradną, piękną i mądrą. Jednak nadal jesteś po prostu człowiekiem, który jest zmęczony, popełnia błędy i potrzebuje wsparcia czy pomocy innych. Nie bój się oddawać obowiązków innym.
Obiecujesz mi, że się postarasz?
Brak komentarzy