Wydając plannery a także narzędzia ułatwiające organizację dnia, tygodnia, miesiąca a nawet roku, czuję się zobowiązana do tego by… po prostu ogarniać. Nie uznaję wymówek „dziecko”, „zmęczenie”, „dom”, „mąż”, „ciąża” itp. One dla mnie nie istnieją, dla mnie liczy się tylko efekt tego, co robię na co dzień. A robię bardzo dużo!
Dla mnie każdy dzień jest inny. Wbrew pozorom, wyglądają podobnie, ale dzięki temu że mam tak wiele do zrobienia – różnią się od siebie bardzo mocno. I dobrze! Monotonia nie jest dla nikogo dobra, chyba że mówimy o noworodku, który potrzebuje stałych i ustalonych działań w ciągu dnia. W pozostałych przypadkach – ta nuda jest dobijająca.
Ogarniam – bo jestem w tym dobra.
Tak, mówię o tym otwarcie. Jestem mistrzem planowania, zapisywania, działania, kombinowania. Zawsze, absolutnie zawsze znajdę wyjście z sytuacji. Prędzej czy później, skończę projekt który rozpoczęłam. Brzmi mało skromnie? Tak własnie miało brzmieć. Sama zobacz…
Mam czwórkę dzieci (roczniki 2011,2014,2019, 2020)
Mam mieszkanie – nie dane mi jest mieszkać z mamą/babcią teściową. Które pomogą ugotować, posprzątać czy zajmą się dziećmi wtedy, gdy w pracy robi się gorąco.
Mam średnio ośmiogodzinny etat.
Mam zlecenia „po etatowe”
Mam budowę (w trakcie składania dokumentów)
Mam męża, który potrzebuje żony. Ale też chodzi do pracy i znika na minimum 9 godzin dziennie. Często wracając najwcześniej około godziny 17:30-18. Chociaż i 21 to całkowita norma, zwłaszcza w piątki).
Wiele razy otrzymywałam wiadomości w stylu „wow, szacunek że tak wszystko ogarniasz”, „podziwiam, ja z jednym nie daję rady” itp. ale wiesz co? Ja z jednym tez nie dawałam, a teraz z czwórką – wymiatam. Jak to się stało?
Nauczyłam się odpuszczać.
Przestały przeszkadzać mi brudne naczynia w zlewie bo wiem, że wieczorem stawię tą zmywarkę. Nie wkurzają mnie okruchy na podłodze bo wiem, że po pracy ktoś chwyci miotłę, bądź odpali odkurzacz. Nie zwracam uwagi na to, że ubrania się nie wyprasowane (poza tym, co prasować trzeba of course). Wiecie, udaję że tego nie ma!
To było trudne, bo w czasach gdy się tym przejmowałam prasowałam nawet majtki i skarpetki. W zlewie nie było nawet łyżeczki a po każdym powrocie ze spaceru włączyłam odkurzacz by pozbyć się piachu który naniosłam. Przestałam być perfekcyjna we wszystkim, dlatego stałam się dobra w tym co robię. A zawsze lubiłam pracować.
Praca jest dla mnie ważna!
Dlatego pracowałam dużo i ciężko by było mnie stać na nianię. Co nie zmienia faktu, że nadal „pod pachą” mam niemowlaka który wisi na piersi. Dlatego to, co robię teraz, robię z malutką na ręce. Troszkę wolniej niż wcześniej, jednak nadal w dobrym tempie. Zanim trafi pod skrzydła opiekunki, minie jeszcze sporo czasu. Nie narzekam ale wykorzystuje każdą drzemkę i spokojne obserwowanie świata.
Od 8 siadam do pracy – prawie każdego dnia. Do 16 nie ma Macieja przy mnie, więc działam z tym co jest najbardziej pilne. Pracuje codziennie przed komputerem i kończę wtedy, gdy do domu wraca roczniak.
Co robię po pracy?
Idę znów do pracy, ale takiej domowej. Zaczynamy od obiadu, bo pomimo etatu i innych obowiązków, ciepły posiłek zawsze mamy na stole. Gotujemy, ogarniamy zmywarkę którą wstawiłam dzień wcześniej, ogarniamy kuchnie, zjadamy posiłek. Bardzo często nie ma jeszcze wtedy Daniela, wiec jestem sama z czwórką dzieci.
Mam też czas dla każdego z nich. Po obiedzie – idziemy na wspólny spacer, bawimy się w salonie, tańczymy, układamy klocki, karmimy najmłodszą… jesteśmy tylko MY – bez TV, bez telefonów, bez pracy. Ja i dzieci, do momentu aż z pracy nie wróci tata. Bierze prysznic, zjada obiad, ogarnia się i przejmuje dzieci. Najczęściej jest już pora kąpieli i kolacji więc każdego po kolei myje (bądź pilnuje by zrobili to samodzielnie ale dokładnie) a ja… wstawiam nową zmywarkę, wstawiam pranie i suszenie, zamiatam, odkurzam, myję podłogę jak trzeba, czasem szykuję obiad na kolejny dzień czy jadę na zakupy. Mam średnio „godzinę wolnego” by doprowadzić dom do porządku.
A po pracy i pracy czas do… pracy!
Poza etatem mam jeszcze inne zlecenia. Jestem Wirtualną asystentką dwóch większych firm. Pomagam ogarniać sesje zdjęciowe, pisze treści na blogi, prowadzę te strony, udostępniam wpisy na FB i działam na IG. Robię rozeznania internetowe, tabelki, wykresiki… jestem taką prawą ręką prezesów. Nigdy nie działam z tymi klientami podczas pracy na etacie – to jest moje „dodatkowe zlecenie”.
Dlaczego to robię? Bo lubię, bo chcę, bo mogę. Uwielbiam się uczyć a ta praca mi to daje. Chcę się rozwijać i zarabiać na tym bo podjęliśmy się budowy domu bez kredytu więc… same rozumiecie. Gdy pozwala mi na to czas, wykorzystuję go zawsze! Do pracy, do ogarniania domu ale rzadko do odpoczynku. Niestety.
A jeszcze te dodatkowe projekty!
Wymyśliłam sobie w tym roku kilkanaście dodatkowych projektów poza etatowych i poza WA. Plannery, boxy, szkolenia, spotkania… jak ja na to wszystko znajdę czas? Dlatego odkryłam jedną ważną rzecz – dokładnie miesiąc po tym, gdy w naszym życiu pojawiła się Kinga. Wiesz co to jest? Oddawania „swoich” obowiązków i zadań innym. Dając jej Macieja na 8 godzin, byłam w stanie pracować więcej i zarobić więcej. Teraz, gdy zaczynam działać więcej w sieci, bo firma zyskuje nowych klientów – myślę o zatrudnieniu kogoś do pomocy. Kolejnej Wirtualnej Asystentki do mojej załogi! Etat będzie mój – bo go uwielbiam… a zadania które wykonuje po nocach, oddam komuś innemu.
Oddawanie takich zadań nie jest złe. Przyjmowanie pomocy jest ok – naprawdę. By złapać zdrowy balans w życiu codziennym i nie przemęczać się za bardzo. U nas doba staje się za krótka!
Chodzimy spać późno…
Bo ostatni dziedzic walczy do 24-1 w nocy. Pobudkę mamy średnio ok 6:30-7 by wyrobić się do pracy na 8:00 (mój mąż, musi dojechać – ja mogę wstać o 7:55 i dam radę). Dlatego tak cenne jest dla mnie to, by wszystko ze sobą grało. Praca-dom-dzieci-mąż-rodzina. Każdy element musi do siebie pasować, ale nie musi być idealnie. Bo wtedy jest nudno, a nudy nie lubimy.\
A Ty jaki masz plan dnia?
Brak komentarzy