Tak długo kazał na siebie czekać.
Jednak dzień 08.06.2019, zmienił wszystko. Nasza rodzina jest już pełna. Nie moglibyśmy być bardziej szczęśliwi niż w tej chwili! Ale obiecałam opowiedzieć Ci jak było… a o mały włos mój mąż by nie przecinał pępowiny!
Na Facebooku i innych kanałami które posiadam nie wspominałam wiele o tym, co się działo od piątku z nami. Jedyną moją formą kontaktu był instagram – pisałam tam dla zbicia czasu. Mimo to, było wiele niewiadomych o których dziś chciałabym Ci opowiedzieć! Gdy dostałam skierowanie od lekarza prowadzącego ciąże na wywołanie porodu dnia 14.06.2019 o mało się nie popłakałam w gabinecie. Dodatkowe 11 dni z brzuchem, z dolegliwościami i tym obserwowaniem ruchów, KTG… za bardzo bałam się o Maćka i o siebie by tak długo czekać. Nie byłabym sobą gdybym nie próbowała tego jakoś obejść! Skierowanie dostałam do szpitala na Polnej w Poznaniu. Bardzo chciałam tam urodzić, jednak telefonu tam nie odebrał nikt chyba od wieków. Uznałam że w każdym szpitalu panują takie same zasady – dlatego nic nie stoi na przeszkodzie bym zadzwoniła do innego szpitala i dopytała, czy faktycznie mam te 11 dni jeszcze czekać.
Czułam że muszę napisać ten tekst, bo dostałam masę wiadomości od Was i kilka telefonów od rodziny z gratulacjami ale też takim wyrazem współczucia, że musiałam męczyć się z bólami cały dzień. Bóle były jakieś 1,5 godziny – cały piątek nie działo się nic, odpoczywałam grzecznie przy sudoku w sali szpitalnej co jakiś czas spacerując po korytarzu.
A wtedy usłyszałam:
„NIECH PANI PRZYJEDZIE DZIŚ, LEKARZ SPRAWDZI WSZYSTKO I BYĆ MOŻE PRZYJMIE NA ODDZIAŁ. TYM BARDZIEJ, ŻE POPRZEDNIE PORODY TAKŻE NIE ROZPOCZYNAŁY SIĘ SAME”
Pojawiłam się tam w piątek. Bez większych nadziei na to, że ktokolwiek zechce mi pomóc urodzić dziecko. Dlatego też poprosiłam męża by nie zwalniał się z pracy tylko pozwolił mi pojechać do szpitala samodzielnie. Zaakceptował plan i czekał na wieści ze szpitala.Specjalnie wyjechałam o 6:30, by być w szpitalu o 7. Na izbie przyjęć byłam pierwsza, trafiłam na ginekologię i dosłownie o 7:15 byłam już po rozmowie z lekarzem. Nawet mnie nie zbadał… Obejrzał kartę ciąży, wyniki badań i przeprowadził wywiad. Uznał, że skoro poprzednie ciąże też przenosiłam i ani jedna nie rozpoczęła się bez podania oksytocyny nie ma sensu męczyć mnie jeszcze dłużej i on przyjmuje mnie na oddział.
Szczerze myślałam że zaczną już w piątek oksytocyną, ale zmiana lekarza spowodowała próbę wywołania Macieja bardziej „naturalnie”. Historia jak z porodu Antka – cewnik foleya. Ósma rano lekarz go założył i oznajmił mi że mam 2 cm rozwarcia – a kolejny lekarz dyżurujący ok 21:30 go wyciągnął. Przez ten czas miałam jak najwięcej chodzić…
I całe szczęście że miałam przy sobie męża!
Spacery po pustym korytarzu byłyby nie do zniesienia. Podczas rozmowy czas leciał zdecydowanie szybciej. Podczas wyciągania „balonika” powinnam mieć 6 cm rozwarcia. Tak byłoby idealnie! A mój organizm nie lubi dostosowywać się do tego co mu każą i robi swoje… miałam aż 3 cm i małe szanse na to, że poród rozpocznie się sam. Lekarz kazał przygotować się na 7 rano, na podanie oksytocyny. Jednak podczas ostatniego podłączenia pod KTG około 22:00, położna na oddziale ginekologii wypowiedziała takie słowa:
„Wiem że lekarz Pani powiedział że o 7 rano oksytocyna. Wiem też że ma Pani 3 cm i jest Pani wieloródką. Dla mnie Pani jest tej nocy pod szczególną obserwacją i z każdym najmniejszym bólem i inną dolegliwością proszę przychodzić!”
Nie ukrywam, że to właśnie te słowa spowodowały że zaczęłam wierzyć w to że się uda!
Obudziłam się około 2 w nocy…
Brzuch lekko mnie bolał, dokładnie tak jak podczas okresu. Nie czułam wielkiego bólu jak w filmach. Napisałam do męża:
-śpisz?
-Nie, oglądam film, co jest?
-lekko boli mnie brzuch i sama nie wiem czy to to.
-to idź do położnej i zapytaj.
-nie chcę siać paniki jak to nie to.
-mam przyjechać?
-nie, poczekaj. Dam Ci znać co powie położna.
Oczywiście moje szczęście jest tak wielkie jak nikogo innego. Poszłam do położnej około 3 w nocy. I co? Spała. Próbowałam delikatnie obudzić cichym „przepraszam…” ale nie wstała… wróciłam więc do pokoju. Jednak ból robił się coraz mocniejszy i uznałam że chyba jednak pora ją obudzić bez jakiegoś wstydu.
„przepraszam… ” było już trochę głośniejsze.
Obudziła się! Opowiedziałam o tym co się dzieje. Zostałam zbadana przez nią na fotelu ginekologicznym dosłownie od razu po czym usłyszałam że….
Mam iść do pokoju, zabrać wodę i wrócić tu do niej.
Zapytałam tylko, czy dzwonić po męża – niby to nie był jeszcze na to czas. Jednak wysłałam SMS „przyjedź” bo czułam że to jednak to. Była 3:15.Położna zabrała mnie na blok porodowy. Obudziła kolejną położną która zbadała mnie jeszcze raz. Wtedy usłyszałam to co chciałam…
„noo Pani Basiu – mamy 9 cm”
Mąż dojechał około 3:35 i wtedy już nie było śmiesznie. Pojawiły się bóle które doskonale znałam. Wiedziałam że się zaczyna gdy pielęgniarki z oddziału noworodkowego zaczęły szykować łóżeczko dla naszego dziecka dosłownie obok naszego łóżka porodowego. Trafiliśmy na wspaniałą położną. Wspierała, pomagała, chłodziła czoło i zachęcała do chodzenia podczas porodu. Na znieczulenie było już za późno, trafiłam na salę porodową z rozwarciem które mnie dyskwalifikowało. Tyle pozycji ile przerobiliśmy podczas tej chwili nie zliczy nawet najlepszy matematyk. Mam wrażenie że ból trwał wieki!
Pamiętam ostatnie zdanie jakie wypowiedziałam do mojego męża
„kochanie, ja już nie mogę. Nie mam już sił. Boli”
A dosłownie wtedy, zaraz po wypowiedzeniu tych słów pojawiły się bóle parte. Położna która była aniołem powiedziała wtedy coś co mnie bardzo zmobilizowało.
„Basia, słuchaj! Od Ciebie zależy ile to potrwa. Mocno przyj, ja Ci pomogę i pójdzie szybko”
Specjalnie podczas pisania tego tekstu poprosiłam męża by wrócił pamięcią do tego dnia i powiedział mi ile to trwało.
„trzy razy mocno się zaparłaś – dosłownie 5 minut”
O 4:35 w sobotę 08.06.2019 powitaliśmy na świecie nasze szczęście. Naszego syna! Maciej ważył 3650g i mierzył 57 cm. Dostał 10 punktów i dopełnił naszą rodzinę. Jest wymarzonym młodszym bratem, wyczekanym synem.Takim małym promykiem na który każdy z domowników czekał z niecierpliwością.
1 komentarz
Ogromnie gratuluję, duży chłopak z tego Twojego malucha 🙂 Do końca życia będę wspominać „nasz dzień” – 24 listopada 18′ o 23:23 przywitaliśmy na świecie swoją córeczką, a całą ciążę, poród i każdy kolejny dzień wspominam wspaniale 🙂 Życzę Wam dużo zdrowia, rośnijcie zdrowo!