Może nie zagrzałam miejsca na dłużej w ani jednej firmie. Jedyną stałą i długotrwałą formą mojej aktywności zawodowej jest ten blog, ale nie o tym bo to zupełnie inny temat. Tu nie widzę ludzi twarzą w twarz – tu są „mądrzy ludzie internetu”, a wiadomo że takim czasem łatwiej wbić szpilę w plecy. Pracując w rożnych miejscach miałam do czynienia z wieloma ludźmi. Niektórzy byli bardzo pozytywni, a inni mrozili krew w żyłach. Nie powiem, było ciekawie.
Dam sobie mały palec u prawej stopy uciąć że każda osoba pracująca w miejscach wymienionych w tytule miała jakieś fajnie bądź strasznie przygody. Mnie spotkało takich wiele, ale opowiem tylko o tych najciekawszych które do dziś mam w głowie. A przypominając sobie o nich pojawia się uśmiech na twarzy. Chociaż teraz jest mi do śmiechu, były momenty gdy byłam szczerze przerażona.
Pani nie wie nic, ale my o Pani wszystko.
Wiecie jak to jest w małych miejscowościach. Monitoring 24 h, 7 dni w tygodniu przez cały rok. Mam wrażenie że nasze miasteczko jest w tym mistrzem. Mieszkając w Poznaniu nie wiedziałam NIC o moich sąsiadach a oni nie znali nas. Było „dzień dobry, piękny dzień”, albo coś w stylu „ale te dzieci rosną, miłego dnia!” zwykła sąsiedzka uprzejmość bez wchodzenia z butami do czyjegoś mieszkania.
Tu jest inaczej. Przeprowadzając się do miejsca w którym aktualnie żyjemy, 90% ludzi wiedziała że… Daniel nie jest biologicznym tatą dzieci, że nie mamy ślubu, że „wyrzuciłam babcie z mieszkania” itp. Każdy obserwuje tu wszystko z okien, dopowiadają sobie milion historii i tym sposobem robi się niezłe gó**o – za przeproszeniem.
Pracując w piekarni, właśnie w tej miejscowości wiedziałam WSZYSTKO. Nie znałam ludzi którzy przychodzili po bułki, ale oni „znali” mnie. Czuli się „przez to chyba w pewien sposób zobowiązani do tego by opowiadać mi historię życia połowy miasteczka. I takim oto sposobem wiedziałam że ktoś coś z kimś. Ale najlepsze było to, że ja tych „ktosiów” nie znałam – nie miałam bladego pojęcia o kim Ci wszyscy ludzie mówią. Do dziś nie wiem i wcale mnie nie nie interesuje.
Możesz wszystko, ale tak jak ja chcę.
To była chyba moje pierwsza praca taka samodzielna. Wcześniej jeździłam z moją mamą do jej byłych firm pomagać przy układaniu dokumentów, czy przy pakowaniu produktów gdy pracowała jeszcze na produkcji. Ta jednak była taką pracą którą zdobyłam samodzielnie i miałam być w każdy weekend na posterunku. Było fajnie, do czasu aż ktoś nie zrobił czegoś nie tak. Mogłaś jeść do woli, pić do woli, rozmawiać ale… jak nikogo nie było w restauracji w innym wypadku wypad. Stanie na baczność gdy wchodził klient (swoją drogą, ja będąc klientem czułabym się źle gdyby kelner stał tak jak my stać musieliśmy.. no ale). To tylko drobne przykłady, była tego cała masa. Pracowałam tam przez trzy miesiące, w każdy weekend – dłużej nie wytrzymałam. Gdy Daniel zrezygnował z pracy z restauracji (też miał takie epizody) postanowiliśmy dawać fajne napiwki, gdy obsługa jest ok. To taki nasz mały zwyczaj, bo po prostu wiemy jak im ciężko.
Przygoda ze schizofrenikiem.
Do jednego z tych miejsc, przychodził pan który był chory. Powinien brać leki, jednak jego nałóg alkoholowy był silniejszy i wtedy o tych lekach po prostu zapominał. Jak on to określał „lubił ten szum”. Przyznawał się otwarcie do tego, że własnie powiedzmy trzy dni temu skończył pić i nie brał leków. Chorował na schizofrenię. Kompletnie nie znam tej choroby, a „filmowe wersje” tej choroby są pokazywane dość mało ciekawie. Bałam się go, bo przychodził i normalnie rozmawiał jednak czekałam na moment jakiegoś napadu z jego strony.
Takiego nigdy nie było. Kultura od początku do końca! Przestałam się go bać w momencie spotkania z psychiatrą który pracował w szpitalu obok. Opowiedziałam mu o nim, bo akurat tą chorobą się zajmował. Usłyszałam te słowa: „Nie bój się go, jeśli z Tobą rozmawia normalnie to Ci zaufał. Jak schizofrenik Ci zaufa to z ręka na sercu bardziej bym się bał zwykłego Kowalskiego na ulicy niż tej chorej osoby. On Ci nic nie zrobi”. Od tego momentu praca tam stała się przyjemniejsza, bo nie wyczekiwałam w strachu jego przyjścia – było ok.
A jakie Ty masz wspomnienia ze swojej pracy?
1 komentarz
Może i jestem gburem i w ogóle, ale jak dla mnie praca z ludźmi to najgorsze z możliwych doświadczeń. Przez rok pracowałem jako doradca klienta w dużym, popularnym i ekskluzywnym sklepie i na końcu mojej współpracy z tym miejscem miałem autentycznie dość ludzi. Poziom głupoty, niewychowanie, opryskliwość i roszczeniowość to tylko kilka z cech, jakie skutecznie wyleczyły mnie z chęci pracy „z żywym organizmem”….