Pamiętam ten czas, gdy byłam sama. Nie do końca sama, ponieważ miałam małe dzieci więc moje myśli krążyły wokół innych spraw. Był to okres bardzo trudny, samotny i szukający miejsca dla siebie. Sama nie wiedziałam czego chce. Zraniona, samodzielna mama z dwójką dzieci – wielkie miasto, samotność i taka obawa przed tym, co mnie czeka jutro.
Nie w głowie były mi miłości, randki, romanse, amorki i inne słodkie miłostki. Pojawił się jednak on – nie wiedziałam czego ja chce, nie wiedziałam po co on się do mnie odzywa ale przez nawał problemów stał się dla mnie taką miłą odskocznią. Fajnie było tak, wieczorem po pracy i ogarnięciu dzieci, chwycić telefon do ręki i przeczytać wiadomość „hej, jak Ci minął dzień?” – tak niewiele, ale dla mnie to było coś wyjątkowego. Bezinteresowne i miłe po prostu. Tak jak teraz, po ciężkim dniu przytulanie wieczorem czy zrobiony z miłością kubek ciepłej herbaty do filmu.
Pamiętam też okres przed ślubem.
Nasza przygoda zaczęła się w 2015 roku. Pięć lat ciągniemy naszą wspólną historię. Niedługo, ale już tak wiele w tym czasie się wydarzyło – gorszych i lepszych rzeczy. Było zamknięcie firmy i utrata pracy, był ślub, narodziny dziecka, kolejna ciąża. Było to, co u każdego innego małżeństwa – wzloty i upadki. Jednak mam wrażenie, że tak jak jest teraz, nie było nigdy. Doszliśmy do tego etapu, w którym oboje w 100% wiemy czego chcemy. Wiemy co nas złości, bawi, wkurza. Wiemy czego chcemy od siebie i od życia, znamy cele i marzenia.
Jednak nigdy nie zapomnę tego czasu, chwilę przed ślubem! Usłyszałam wtedy kilka niefajnych zdań i do dziś krążą po mojej głowie.
„Po co Ci ten ślub? Zastanów się!”
Czy Ty, byłabyś w stanie powiedzieć takie coś kobiecie, która za kilka miesięcy ma zostać żoną? Sama nie wie jeszcze dokładnie, co to małżeństwo. Przejęcie nazwiska to wierzchołek góry lodowej tego, co później się wydarzy. Wchodząc na nową drogę – zaczynając tworzyć historię z kimś kogo się kocha – nie wiesz czego się spodziewać.
Chcesz motyle, chcesz buziaczki i przytulanki – i je dostaniesz. Ale w pakiecie też będą sprzeczki, ciche chwile czy nieporozumienia. Bo wiążesz się z osobą która ma swoje potrzeby i przyzwyczajenia. Nie będzie uległości, bo nie powinno jej być. A gdy dwójka ludzi się dociera – pojawiają się zgrzyty. Tylko powiem Ci jedno – jak już dojdzie do tego idealnego spasowania i poznania się wzajemnie – będzie pięknie.
Co robiliśmy by być w tym miejscu w którym jesteśmy?
Nie przyszło nam to łatwo. Chociaż możesz twierdzić że jesteśmy młodzi i wiele przed nami to jestem pewna jednego – niejeden staż małżeński mógłby pozazdrościć nam doświadczeń z naszego wspólnego życia. To, co działo się między nami – często zostaje między nami, bo nie mówimy o tym głośno. Przeszliśmy razem wiele, nawet rozstanie. Mówi się, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi.. ja weszłam i płynę w niej nadal. Nie wnikając w szczegóły tego, co mamy na swoim koncie wyciągnęliśmy wnioski ze wszystkich sytuacji tych radosnych ale i tych przykrych.
Każdy musi ustalić swoje priorytety w związku. Ja zdradzę Ci nasze!
Po pierwsze – rozmawiajcie!
Dużo, zawsze i o wszystkim. O tym, jak Ci minął dzień, co u dzieci, co u rodziców, co planujesz robić jutro. A może co śmiesznego Ci się przytrafiło w drodze do domu? Rozmowa pomaga. Daniel był typem mężczyzny który rano wyzywał mnie i komentował „Czy Ty musisz tyle mówić?” nawet wtedy gdy było wszystko ok i nie doszło wcześniej do żadnego spięcia. Odpowiadałam „jasne, bo jak inaczej?”. Teraz już sam nadaje jak katarynka, bo nauczyłam go tego, że trzeba ze sobą rozmawiać.
Rano podczas śniadania. W pracy, podczas przerwy śniadaniowej nawet potrafimy teraz do siebie zadzwonić. Po powrocie do domu, w trakcie obiadu i kolacji. A najwięcej wieczorem, gdy położymy już nasze dzieci do łóżek i mamy chwile dla siebie. Niewielką, bo najczęściej maksymalnie godzinną, ale to nasza chwila. Bardzo dbamy o to, by powiedzieć sobie wszystko co nas uszczęśliwia ale i smuci czy denerwuje.
Po drugie – zawsze mów wprost o co chodzi!
Jeśli denerwuje Cię to, że on nie wyrzuca skarpet do kosza na pranie – powiedz to wprost. A gdy Ciebie irytuje to, że ona zostawia kubek z niedopitą kawą na parapecie rano – zwróć uwagę. Nie sap, nie stękaj, nie rób tego zadania za nią/za niego – po prostu poproś by nad tym popracować. To dwa przykłady, ale może być ich więcej, tak naprawdę mogą dotyczyć wszystkiego. Nie tylko obowiązków domowych.
Jeśli Tobie coś nie pasuje, a dla drugiej osoby jest to coś zupełnie naturalnego to skąd ma wiedzieć – że robi coś nie tak? Dowie się o tym tylko wtedy, gdy powiesz o tym wprost. To nie boli, nikt Cie nie ugryzie ani nie pobije za to, że grzecznie zwrócisz uwagę.
Po trzecie – do tanga trzeba dwojga.
Nie zdziałasz nic, gdy ta druga osoba nie będzie chciała. Możesz stawać na rzęsach. Możesz robić z siebie błazna i usługiwać – ale nic nie wskórasz bo miłości nie otrzymasz za tworzenie wokół was sztucznej miłości. Jedna osoba nie jest w stanie kochać i starać się za dwie osoby.
Związek tworzą dwie jednostki – każda musi dać z siebie bardzo dużo, by to miało sens. Zaangażowanie to jedna z podstaw do tego, by powstało coś pięknego. Można mieć potworne kryzysy w związku czy małżeństwie – jednak każdy da się pokonać jeśli chce tego dwójka. Nawet korzystając z pomocy osób trzecich.
Zaangażowanie nie kończy się w momencie zamieszkania razem. O relację dbamy cały czas.
Po czwarte – wsparcie!
Wyobrażasz sobie sytuacje, gdy planujesz jakiekolwiek zmiany w swoim życiu… a osoba która jest Ci najbliższa ma to w nosie? Nie pomaga Ci przygotować się do egzaminu (np odciążając Cię od obowiązków na ten czas), nie interesuje się Twoją karierą, Twoimi marzeniami, Twoimi celami.
Pamiętam różne etapy w naszym życiu. Pamiętam okres, gdy jeden z nas stracił pracę a ten drugi nawet nie myślał o tym by wytykać, wypominać czy krytykować. Z dnia na dzień zostaliście pozbawieni czegoś, co dawało poczucie bezpieczeństwa ale… wspólnymi siłami wyszliśmy z kryzysu. Nikt od nikogo się nie odwrócił. Daliśmy sobie czas, znaleźliśmy nową pracę i wszystko wróciło do normy.
Wiesz że wiele małżeństw w tym przypadku przechodzi ogromny kryzys? Brakuje tego zrozumienia, wsparcia i wzajemnej pomocy.
Po piątek – szacunek.
Tego ja musiałam się bardziej nauczyć. Nie wiem czy ze względu na to, co mnie w życiu spotkało – ale, miałam ogromny problem z tym, by zaufać i okazać szacunek mężczyźnie. Gdy słyszałam w swoim kierunku takie wypowiedzi jakie ja potrafiłam wykrzyczeć – wkurzałam się. Jednak sama byłam dużo gorsza. Musiałam nauczyć się tego, że mój mąż jest inny – że nie chce mnie skrzywdzić.
Widzę dużo, obserwuje i nie komentuje bo to nie moja sprawa. Jednak nigdy nie pozwoliłabym na to byśmy nie okazywali sobie szacunku. Nie wyzywamy się, nie oczerniamy i nie damy sobie w twarz za to, że ktoś coś zrobił nie po naszej myśli.
Po szóste – kompromisy!
O jakie to było dla mnie trudne… Byłam nauczona samowystarczalności. Gdy pojawił się Daniel, musiałam podejmować decyzje z nim. Nawet dobór koloru ścian do mieszkania kończył się tak, że szłam zła do pokoju. Nauczyłam się jednak, że zarówno on jak i ja mamy takie same prawa. Do dzieci, do mieszkania, do swojego życia. Mówimy co myślimy, buntujemy się nadal na wybory drugiej osoby ale szukamy rozwiązań. Przykład?
Mój mąż chce motor. Bardzo, bardzo, bardzo chce zdać prawko i kupić sobie ten sprzęt. Ja jestem z tych osób, które minimalizują ryzyko i sprzeciwiam się jak mogę. Doszliśmy do porozumienia – po podpisaniu notarialnie aktu działki – idzie na prawko. Po wybudowaniu domu – kupuje motor. Ja motywuje go do szybkiej budowy, a on robi wszystko – by mi pokazać jak bardzo się mylę i jednoślad to super opcja.
Po siódme – zaufanie dla drugiej osoby.
Staramy się nie wychodzić osobno na imprezy głownie dlatego, że jeśli jeden wychodzi – drugi zostaje z całą ekipą sam a to wcale nie jest łatwe zadanie, zwłaszcza wieczorami. Jednak są takie sytuacje, gdy nie możemy oboje być w tym samym miejscu a okazja jest do świętowania (np kawalerski, panieński itp). Nie widzimy problemu w tym, bo sobie ufamy.
Gdy idzie na imprezę, nie widzę go z inną kobieta. Gdy wraca nie przeglądam telefonu. Gdy wychodzi sam do sklepu gdy jesteśmy u znajomych – nie widzę w tym problemu. Nie zdradzę bo kocham i wiem, że mój mąż myśli tak samo. poza tym… kto by miał siłę na romanse przy trójce a zaraz czwórce dzieci? litości.
Po ósme – wspólne marzenia i cele!
My mamy ich tak wiele, że chyba całe nasze życie to jeden wspólny. Bliscy kręcą nosami, a my jesteśmy coraz bliżej tego wszystkiego co sobie zaplanowaliśmy. Fakt, że oboje ciężko pracujemy na to wszystko – ale to światełko które widzimy strasznie nas motywuje do działania.
Nie wyobrażam sobie, byśmy nie mieli chociaż jednego wspólnego marzenia i celu. Związek wtedy opiera się na zasadach każdy sobie rzepkę skrobie? Ty zajmuj się swoimi, a ja zajmę się swoimi sprawami. To oczywiście jest spoko, jeśli w międzyczasie znajdziecie jedną, chociaż najmniejszą wspólną przyjemność.
Sport, duża rodzina, dom/mieszkanie, podróże… cokolwiek. To spędzanie czasu razem jest niezwykle ważne.
I ostatnie – dziewiąte – życie seksualne!
Banał? Nie do końca. Wiesz jak ważny jest seks w życiu małżeńskim? Zbliża do siebie, pozwala się lepiej poznać, umacnia relację i pozbywa się niepotrzebnego napięcia. Rozmowa o tym jest trudna i ciężka dla wielu osób, jednak otwarcie się jest ważne. Seks jest ważny wtedy, gdy oboje odczuwają z tego satysfakcję. Można mówić, że ten sposób zbliżenia nie jest gwarancją udanego związku, jednak czytając literaturę można wyciągnąć zupełnie inne wnioski. Pozostawiam to do indywidualnej oceny.
A Ty, jaki masz sposób na udany związek?
Brak komentarzy