Kochani, dziś historia poruszająca. Bo wydawać by się mogło, że ludzie dorośli i z pewnym bagażem doświadczeń, decydujący się na tak poważny krok jak małżeństwo – odnajdą spokój, siłę i taki ciepły kącik by dzielić z kimś gdy dzieci wyfruną z gniazda. Czytając te zdania miałam gęsią skórkę – tak dużo musiała wycierpieć. Jednak wielkie uściski za to, że znalazła w sobie siłę by odejść – a niewiele osób decyduje się na tak odważny krok.
Poznaliśmy się w internecie, oboje byliśmy po rozwodach, po przejściach, oboje mający po 60 lat.
Wydawało się, że na resztę życia będziemy dla siebie oparciem, związkiem partnerskim, przyjacielskim, opartym na prawdzie.
I tak było …po pół roku znajomości wzięliśmy ślub, zaproponowany przez męża, ale już w pół roku po ślubie mój mąż poszedł w miesięczny ciąg alkoholowy, miesiąc picia dzień i noc, awantury wyzwiska…. zawiozłam go więc do szpitala na odwyk, ale już wtedy zapaliła sie czerwona lampka. Nikt z jego rodziny a tym bardziej on sam nie powiedział mi że ma problem z alkoholem, że leczył się psychiatrycznie, a w poprzednim małżeństwie miał Niebieską Kartę.
Pomyślałam naiwna, że to może jednorazowy wybryk…
że teraz bez obciążeń z poprzedniego związku damy sobie radę. Niestety, historia powtarzała się co rok,…. miesięczny ciąg, pogotowie, policja i szpital odwykowy. Ale z roku na rok było coraz gorzej, kupił aparaturę do pędzenia bimbru i pędził w domu a później miał co pić…. zaczął mnie podejrzewać o zdrady, wyzywał od kurew, szmat, dziwek itd…. popychał w szale, a ja nie miałam siły i miejsca aby się wyprowadzić. Mieszkaliśmy sami w 300 m. domu, z zakratowanymi oknami na parterze , sztabami i łańcuchami w drzwiach.
Powiem tylko że kiedy nie pił potrafił wszystko zrobić , taka złota rączka, ale nie chciał iść na żadną terapię, ani kościelną, ani do psychologa czy psychiatry. proponowałam, że pójdziemy razem, ale mi odpowiedział, że skoro jestem psychiczna to mogę się sama leczyć. Doszło do tego że zaczął widzieć we mnie szatana, że trzeba nade mną dokonać egzorcyzmów, pod łóżkiem miał półmetrowy pilnik….do obrony, jak mówił….. ale przed czy lub kim jak go zapytał dzielnicowy to nie odpowiedział. Wg mnie to ewidentna choroba psychiczna, ale wiadomo, że na leczenie się nie godził. To, że jest „normalny utwierdzała go jego rodzina.
Tak więc w ubiegłym roku wyprowadziłam się , zabrałam tylko swoje osobiste rzeczy i mieszkam teraz u córki. Próbował mnie jeszcze zastraszać, że mam się zgodzić na rozwód bez orzekania o winie na co się oczywiście nie zgodziłam, o zrzeczenie się dożywotniego użytkowania 2 pokoi w domu na co się też nie zgodziłam. I tak wygląda moja historia.
Wiem kto wysłał wiadomość. Pisałam z kobietą która podzieliła się ze mną historią.
Chciała też z Wami, dla was…
Brak komentarzy