Niedawno wpadł mi do głowy pewien fajny pomysł. On jest aktualnie fajny dla mnie, ale czuje że może to być coś wyjątkowego. Nie spotkałam się z podobną rzeczą a wiem, że będąc w ciąży z pierwszym dzieckiem bardzo takie coś ułatwiłoby mi okiełznanie emocji. Podzieliłam się już tym pomysłem na FB, ale przypomnę jeszcze o co chodzi.
Czasu mam najwyraźniej za dużo, skoro jeszcze takie dodatkowe pomysły wchodzą mi do głowy. Co ja za to mogę, że ta ciąża sprzyja mojej kreatywności i pomimo braku sił fizycznych te psychiczne są bardzo, bardzo rozbudowane. Zapisuje wszystko co tylko przeleci mi przez myśl, bo wiem że będę mogła to fajnie wykorzystać gdy już Maciej się urodzi a moja wyobraźnia ze zmęczenia przestanie pracować. Na takie coś nie mogę sobie pozwolić, nie w momencie rozwoju firmy – a pierwszy rok podobno jest kluczowy, decydujący i… najtrudniejszy zarazem.
Wymyśliłam sobie książkę.
To, że powstaną książki dla dzieci i inne cuda już wiecie – bo mówiłam i pisałam o tym nie raz. Jednak niedawno wpadł mi do głowy pomysł stworzenia książki dla nastoletnich rodziców. Taka motywacyjna książka pokazująca że macierzyństwo jest piękne, jednak w sytuacji w której znalazła się ta osoba jest jedna z najtrudniejszych przygód jaka ją spotka. Nie chce zamykać się tylko na tych ludzi którzy zostaną bądź już są rodzicami w nastoletnim wieku. Chciałabym by przeczytała tą książkę ich rodzina i bliscy, by wiedzieli co siedzi aktualnie w ich głowach. By poznali mechanizm działania takich ludzi. Marzę o tym by otworzyć oczy szerszemu gronu ludzi, na coś co dla nich jest dziwne i nieznane. Bo jak tak młody człowiek może zostać rodzicem?
Taka książka pokazująca trudy z jakimi musi zmierzyć się młody człowiek, który sam nie do końca ogarnia swoje życia a musi za moment opiekować się kimś zupełnie zależnym od niego. Jak sobie poradzić? Jak ja sobie poradziłam? Chciałabym pokazać w tej książce moją historię – bo pomimo tego że teraz jest dobrze, było u nas bardzo źle. Nikomu o tym nie mówiłam, ale było tragicznie.
Fajnie jak książkę przeczyta młody człowiek marzący o tym by zostać rodzicem w młodym wieku. Może otworzy mu ona oczy na pewne kwestie i przemyśli ciąże przed osiemnastką? Bo mimo wszystko wiem, że takie osoby tez są. Nastoletnie ciąże to nie zawsze „wpadki” – niektóre są planowane. Zaskoczona?
Od pomysłu do realizacji…
Tak się wkręciłam w ten projekt że zaczęłam coś tam powoli tworzyć. Napisałam jakiś wstęp, jakiś środek, coś już na zakończenie. Mam szkic tego, jak ma całość wyglądać i już na tym etapie mam dużo wniosków. Dlatego pisze ten tekst – by podzielić się tym, co siedzi w mojej głowie. Nie zdradzę jednak wiele, bo książka otworzy wszystkie karty – teraz dam przedsmak! Bo w sumie książka ma 50 tysięcy znaków – nie tak źle, patrząc na fakt że stworzyłam to w trzy dni, prawda?
Pisząc to co już tam jest zaczynają wracać wspomnienia. Moje dwie ciąże nie wyglądały tak jak powinny. Nie było motylków, nie było rozpieszczania, nie było spokoju. Były łzy, ciężka praca, brak odpoczynku i brak wsparcia partnera. Nie będę kłamała że było inaczej, skoro prawda jest zupełnie inna. Z Antkiem jeszcze pikuś, jakieś pozory normalności zostały zachowane. Jednak ciąża z Blanką to jedno wielkie morze łez. Było tak źle, tak tragicznie jak nigdy wcześniej. Robiłam bardzo dobrą minę do fatalnej gry. Nie raz wstawiałam zdjęcia brzuszkowe czy jakieś teksty na blog będąc w ciąży i zawsze starałam się by słowa tam napisane były po prostu odpowiednie. W środku jednak krzyczałam! Wyłam co wieczór gdy Antek już spał, tak by w ciągu dnia nie widział jak bardzo jest źle. On był szczęśliwy, miał wszystko czego potrzebował. Ja nie. Skoro czasem moim obiadem, śniadaniem i kolacją było to, czego nie zjadł niespełna trzylatek. Tak, było tak źle – ale nikomu nie mówiłam. Byłam z tym sama, robiłam piękne oczy.
Bo jak miałam zarobić na nasze życie będąc w ciąży?
Nie mogłam iść do pracy, nie było pomocy państwa jeszcze wtedy w postaci 500+. Miałam 80% wypłaty z ZUS-u, ale też wiadomo jak oni czasem szaleją z płatnościami. Ojciec Antka płacił na niego, ale Blanki nie uznał. Wszystko tak pokręcone – mimo to jakoś się udało i wyszliśmy z tych kłopotów gdy Blaneczka się urodziła. Miała 2 miesiące gdy zdecydowałam się wziąć pod opiekę jeszcze jedno dziecko by móc opłacić rachunki. Miałam w domu trzylatka, dwulatka, niemowlę a za kilka chwil doszłoby jeszcze kolejne maleństwo – bo dziewczynce którą się opiekowałam, miała urodzić się siostra. Padałam na twarz! Ale co miałam zrobić?
Wtedy nie widziałam wielkich perspektyw na swoje dalsze życie.
Robiłam po prostu to, co musiałam by moim dzieciom było dobrze. Od rana do nocy kombinowałam dla nich. Ani przez sekundę nie myślałam o sobie, serio tak się da. Dopiero gdy Blanka miała rok – wyszłam z domu na ślub kuzynki i pomyślałam o włosach, makijażu, sukience. Był tam on – bawiliśmy się razem bardzo długo. Dziś jest moim mężem.
A ja od dnia tego wesela dziękuję za to że jest. Było nam ciężko, bo przez to wszystko co mnie spotkało nie umiałam oddać obowiązków komuś innemu. Nie wiedziałam jak wpuścić go do naszego świata, krzyczałam, krytykowałam i trzymałam na dystans. On chyba lubi wyzwania skoro kilka lat później poprosił mnie o rękę i dziś jest najlepszym mężem i tatą. Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszego, serio. Po wszystkim co przeszliśmy, nie spodziewałam się że kiedyś będzie nam tam dobrze jak jest teraz. Z nim.
Można mówić wiele… że miałam dzieci, więc miałam wiele. Gówno prawda! Dzieci to skarb – fakt. Ale tego, co mamy teraz wtedy nam brakowało. Wprowadził do naszego domu jeszcze więcej uczuć i miłości. Dał poczucie bezpieczeństwa, spokoju, motywacji do zmian i co by tu dużo mówić… naprawdę teraz nasze życie to samo szczęście. Nie idealne, ale po tym wszystkim co przeszliśmy czuję ogromny postęp. Wyluzowałam bo mam kogoś kto mi pomoże, tego mi brakowało.
I naprawdę nie spodziewałam się, że kiedyś to mnie spotka. Taki spokój każdego dnia.
To pierwszy wniosek jaki mam z pisania książki. A to dopiero 50 tysięcy słów! Co będzie dalej…
Brak komentarzy