Nigdy nie byłam jedną z tych osób które są zwolennikami miłości na odległość, częstych wyjazdów partnera a nie daj Boże pracy jednej połówki w innym kraju. Dla mnie takie coś nie ma racji bytu – delegacja kilka razy w roku jeszcze by mi serca nie złamała, ale coś co dzieje się znacznie częściej już tak. Nie umiem normalnie zasnąć w łóżku wieczorem gdy nie ma obok mnie Daniela. Dla głównie jego zdrowia psychicznego chodzimy na kompromisy i raz po raz wyskoczy gdzieś z kolegami. Integracja firmowa, opijanie nowo-narodzonego dziecka kolegi czy jakaś inna mniej lub bardziej ważna okazja. Dla mnie to jest ok, chociaż wiadomo że wolałabym by spędzał ten czas z nami.
Problem pojawia się nie w przypadku pracy..
To jeszcze mogę zrozumieć. Często by utrzymać rodzinę jesteśmy zmuszeni do radykalnych zmian. Zdarza się że ktoś musi pojechać za granice by się trochę odkuć – rożne scenariusze pisze życie. Chociaż jestem osobą która zepnie tyłek i sama zarobi pieniądze byle moja połowa nie wyjechała na miesiąc, dwa czy rok – wiem, że są rodziny gdzie jest to niemożliwe. Rozumiem wyjazd na miesiąc, dwa – kompletnie za to nie rozumiem rodzin żyjących oddzielnie całe lata. Nie umiem pojąć dlaczego te kobiety nie wyjadą z tymi mężczyznami, bądź Ci mężczyźni z kobietami. Tłumaczenia w stylu, mam dzieci one mają tu znajomych bądź inne w tym stylu są po prostu płytkie. Dla dziecka ważniejsze jest posiadanie blisko i mamy i taty. Nie jednego rodzica na co dzień, a drugiego okazjonalnie. Znajomych znajdzie wszędzie, dzieci to mistrzowie komunikacji i nie potrzebują powodów by z kimś się bawić – oni po prostu to robią. U mnie w domu taty nie było od poniedziałku do piątku – był tylko w weekendy. I już bardzo odczuwałam jego brak – nie chcę myśleć co czują dzieci, których jeden rodzic znika na dłuższy czas. Wraca na weekend, tydzień czy miesiąc. Jednak nie poświęca odpowiedniej ilości czasu dla bliskich bo ma masę spraw do załatwienia. Takie są przykre realia. Praca zarobkowa to jedno, wiem że istnieją też rodziny mieszkające razem ale..
Nie funkcjonujące normalnie.
Są takie rodziny, które żyją razem ale osobno. Mają wspólny dom, wspólne dzieci i na tym ta ich wspólnota się kończy. Każdego dnia robią swoje, podzielone obowiązki zakodowane w głowie. On idzie do pracy, ona zostaje z dziećmi. Wraca idzie do garażu, a ona wychodzi do mamy/koleżanki czy na jakiś trening. W międzyczasie odezwą się do siebie, by na bieżąco ustalić kiedy kto przejmuje opiekę nad dzieckiem i tyle. Temat się kończy i nadal żyją niby razem a jednak osobno. Mają wspólnych znajomych, odwiedzają rodzinę i wtedy stwarzają pozory szczęśliwych – a do takich im daleko. Nie od dziś każdy z nas wie, że podstawą udanych relacji z drugim człowiekiem jest rozmowa. Partnerstwo, jedna linia ataku i wspólne plany łączą dwójkę ludzi bardzo mocno. Dwie osoby biegnące w jedną stronę trzymając się za ręce, nie po dwóch stronach bieżni. Niby razem a jednak osobno, bez wsparcia.
Żyłam w takim związku..
Pamiętam doskonale jaka byłam nieszczęśliwa. Każdego dnia to samo, dzień w dzień schemat wyglądał podobnie. Każdy żył dla siebie, byle było wygodnie. Po co ze sobą rozmawiać, skoro można to zrobić bez współpracy. Dlaczego marnować energię by budować wspólną przyszłość razem, jak można tworzyć coś w tym stylu osobno? I ostatnie najważniejsze pytanie – po co być z kimś, kto nie wykazuje najmniejszej inicjatywy by spędzić z Tobą czas, by porozmawiać czy poszukać wspólnej pasji która połączy. Miłość to nie wszystko, dzieci to nie wszystko – udane partnerstwo, szacunek i spędzanie czasu razem – ale tak naprawdę razem. Nie przebywanie w tym samym mieszkaniu, ba! tym samym pokoju.. jednak osobno.
I możesz napisać mi teraz, że nie mam racji – przesadzam i koloryzuje.
Jednak jestem osobą która doświadczyła tego. Byłam z kimś żyjąc obok siebie ale nie razem. Teraz jestem z kimś, kto faktycznie potrzebuje więcej czasu dla siebie, jednak są to wyjścia na piwo raz w miesiącu z kolegami a nie uciekanie ode mnie każdego dnia. Nie ma go często – fakt. Jednak póki nie zmieni pracy, bądź nie otworzy czegoś swojego tak będzie. Trwa to już rok, w momencie gdy nikt inny nie zwala na niego dodatkowej pracy – zaakceptowałam to. Mimo wszystko będąc w domu kąpie dzieci, gra z nimi w PS4 a gdy zasną siada ze mną w salonie i rozmawiamy. Jemy kolacje i spędzamy chociaż te krótkie wieczory razem. Ale RAZEM.. nie razem ale każdy dla siebie.
Zastanawia mnie jedno, dlaczego zgadzamy się na coś takiego?
Z wygody, ze strachu? A może są inne powody?
4 komentarze
Coraz mniej mamy czasu dla siebie. Dzieci, dom, sprzątanie, zawieź dzieci na trening, obiad na jutro. Zostają wieczory. Cóż w większości małżeństw tak jest z tego co obserwuję. Nie widzę, żeby byli nieszczęśliwi.
A widzisz.. ja byłam, bardzo. Jestem osobą która potrzebuje ciepłej rozmowy, przytulenia każdego dnia i poczucia że osoba z którą jestem jest mną zainteresowana. I pomimo tego, że odboje z Danielem mamy masę spraw na głowie nie wyobrażamy sobie być razem ale osobno. Tego nie widać, czasem osoby które tak żyją nie wiedzą bądź nie dopuszczają do siebie wiadomości że można inaczej. Ja wiem że można, wystarczy dobra organizacja i jeszcze więcej chęci.
Ostatnio bardzo mało czasu mamy dla siebie, niestety boję się że to może się skończyć żle.
Może warto jakoś przeorganizować dzień albo tydzień cały. By chociaż chwilkę być razem?