Na wstępie od razu powiem, że nie jest jeszcze idealnie. Antoni czyta odrobinę wolniej od swoich szkolnych kolegów i koleżanek – jednak w stosunku do pierwszej klasy zrobił drastyczny skok. Nie powiem, by było to łatwe zadanie. Wydawało mi się, że skoro faktycznie dużo ćwiczymy powinny być chociaż minimalne efekty – jednak nic nie zwiastowało większych efektów.
Być może to genetyczne?
Teraz wszystko zwalane jest na podłoże genetyczne. Szukamy się porównania zachowania i problemów u dzieci, z tymi które mieliśmy my czy nasi rodzice w ich wieku. Jednak tym razem naprawdę widzę pewne podobieństwo. Przypominam sobie sytuacje ze swojej przygody szkolnej, gdy inne dzieci już pięknie czytały a ja nadal coś dukałam. Nie było opcji, bym bez zająknięcia przeczytała jakikolwiek tekst. Słuchałam jak czyta mi moja mama i starałam się jak najwięcej zapamiętać – w końcu dochodziło do tego, że ja mówiłam tekst z pamięci – ale nadal nie umiałam go przeczytać. Płynnie czytać nauczyłam się w trzeciej klasie szkoły podstawowej – późno.
Do niedawna uważałam to porażkę. Jednak nauczyłam się na to patrzeć z innej strony. Teraz, mając 26 lat przeczytałam więcej książek niż część moich znajomych którzy czytali dużo szybciej. Jestem w stanie przeczytać książkę, która ma 520 stron w 4 godziny. Nie wiem czy jest to dobry wynik, ale jeden wieczór = jedna książka. Dlatego nie naciskałam na mojego syna, postanowiłam poczekać i delikatnie mu pomagać.
Przede wszystkim dobrze nauczyłam go liter!
Nie mam pojęcia czy nie słuchał na zajęciach, czy po prostu słabo szło nauczenie go tego wszystkiego – ale masy liter nie znał, a inne pisał po prostu źle. Dlatego szybko nadrobiłam z nim zaległości jakie miał, przy okazji włączając do zabawy jego młodszą siostrę. Upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu – nadgoniłam materiał z Antkiem i wyprzedziłam lekko ten u Blanki. W oby przypadkach było to na zasadach zabawy – poszło tak błyskawicznie, że sama w to nie wierzyłam. Wykorzystałam do tego celu drewniany alfabet ze sklepu Natalii. Moja znajoma stworzyła produkt który jest absolutnie fantastyczny, bezpieczny i pomaga dzieciom. Jednak nie tylko do tego to wykorzystaliśmy.
Następnym krokiem było tworzenie wyrazów.
Układaliśmy litery tak, by powstały wyrazy i każdy po kolei czytaliśmy. Antoni musiał sam odszukać odpowiednie litery, złożyć je w całość a następnie odczytać na głos wyraz. Zaczynaliśmy od wyrazów składających się z trzech liter i powoli zwiększaliśmy ich ilość. Byłam zaskoczona, jak szybko oboje chwytali to, co robiliśmy. Kolejny raz sprawdziło się zdanie, że nauka przez zabawę jak najlepsza.
O dziwo, nawet pięciolatka pięknie tworzyła wyrazy o które poprosiłam. Kompletnie nie znam dolnej granicy używania tych klocków. Jednak są one stworzone z bezpiecznych materiałów i mają czcionkę Pismo Szkolne zatwierdzoną przez MEN. Myślę, że gdy tylko dziecko zacznie wykazywać najmniejszą chęć nauki, warto poświęcić kilka chwil podczas zabawy i nauczyć się czegoś nowego. Już nie mogę się doczekać przygody z Maciejem, pewnie w okolicy trzecich urodzin!
Zapisywaliśmy też te wyrazy, które stworzyliśmy.
Dzięki temu, że po jednej stronie drewienka mają laserowo wygrawerowane pisane litery a z drugiej czcionkę szkolną – mogliśmy poćwiczyć oba sposoby zapisywania wyrazów na kartce. Działałam instynktownie. Dla mnie te trzy etapy, były takie naturalne – jednak sposoby wykorzystania tych klocków jest cała masa. Wystarczy kreatywność, pomysłowość i chęci. Myślę, że nauczyciele, którzy mają na co dzień kontakt z dziećmi w takim wieku znajdą jeszcze setki innych zastosowań – nam na potrzeby domowe, wystarczą te trzy. Bo efekt jaki chcieliśmy, udało nam się osiągnąć.
Aktualnie Antoni jest na wyższym poziomie!
Moim zdaniem dogonił rówieśników i wychodzi na prostą. Wystarczyły wakacje, chwila (dosłownie chwila) dziennie i efekty już możemy oglądać w tym roku szkolnym. Najniższa ocena, jaką przyniósł mój syn to B+ (4+) co w zeszłym roku było nie do pomyślenia przez problemy z czytaniem. Nie robił poprawnie zadań, bo nie wiedział co ma zrobić – nie potrafił przeczytać polecenia. O czytankach już nie wspominając! Teraz mogę głośno powiedzieć, że nam się udało!
A Twoje dziecko ma jakieś problemy szkolne?
2 komentarze
A mnie się wydaje, że czytanie jednak może mieć genetyczne podłoże 😉 Ja czytałam płynnie mając sześć lat, moja Martynka w tym samym wieku opanowała czytanie sylabowe i zaczęła ekspresowo płynnie czytać. W pierwszej klasie w badaniu tempa czytania miała maksymalny, 14 poziom.
Może i tak 🙂 u nas tez się sprawidziło 🙂